Kto z nas, fanatycznych uczestników popkultury, nie kojarzy Geralta z Rivii, znanego też jako Rzeźnik z Blaviken? Można też krócej – kto nie zna wiedźmina? Wszyscy znają, o niesłabnącej popularności tej postaci świadczy to, że od trzech lat, w ramach zajęć na temat mitu bohaterskiego, opowiadam studentom o bohaterze stworzonym przez Andrzeja Sapkowskiego. Rok temu okazało się, że uczestnicy ćwiczeń słabo znają Władcę Pierścieni, buntują się przeciwko naznaczonemu czarodziejowi, ale białowłosy łowca potworów jest im bardzo bliski.
Droga Geralta do popkultury wcale nie była taka prosta. Na pewno rozpoznawalność tej postaci poprawiło wydanie gry komputerowej przez polskie studio CDProjekt RED. Nie była to pierwsza próba przeniesienia przygód wiedźmina na ekrany komputerów. W 1997 pracowało nad tym studio Metropolis. Łatwo zgadnąć, że się nie udało i po grze zostało klika screenów. Na pewno warto o tym pamiętać, ponieważ ten fakt udowadnia, że proza Andrzeja Sapkowskiego zawsze pobudzała wyobraźnię twórców oraz pragnienie przenoszenia Geralta do różnych mediów. O ile trudno oceniać grę po kilku obrazkach, to inne dzieła związane z wiedźminem otrzymały bardzo negatywne oceny.
Mam na myśli komiks oraz produkcje filmowe. Obrazkowa wersja wiedźmina ukazywała się w latach 1993 – 1995. Powstało kilka zeszytów gromadzących przygody Geralta. Muszę przyznać, że nam także fanów tych tekstów, chociaż sam do nich nie należę. Mnie przeraża spłycenie historii, pozbawienie jej, charakterystycznej dla prozy Andrzeja Sapkowskiego, płynności oraz całkowity zanik warstwy moralnej. Siła sagi o wiedźminie polega nie tyle na jej skomplikowaniu, ile na mrocznym charakterze opowieści. Tego zabrakło w komiksowej serii, chociaż fani podkreślają zachowanie specyficznego humoru opowieści, który udało się odtworzyć w komiksach. Ze smutkiem stwierdzam, że ja tego nie widzę i obrazkowe narracje, za które odpowiadają Maciej Parowski i Bogusław Polcha pozostanie dla mnie nieudolną próbą adaptacji przygód Geralta z Rivii. Od tych komiksów gorsze były tylko ekranizacje.
Powstał film i dziesięcioodcinkowy serial. Niewiele, to prawda, ale jeżeli ktoś chce zostać zniszczony przez drewniane aktorstwo i pluszowe potwory, to koniecznie powinien obejrzeć te dwa dzieła. Bardzo mało osób mówi cokolwiek pozytywnego na temat ekranizacji wiedźmina, raczej traktowana jest ona jako film kategorii Z, który próbuje (bardzo nieudolnie) udawać wysokobudżetową produkcję. Jak widać do 2007 roku trudno było znaleźć sensowną adaptację sagi o wiedźminie. Sytuację tę zmieniła dopiero gra komputerowa i to za jej sprawą Geralt z Rivii stał się istotnym bohaterem popkultry. Za taki symboliczny moment można uznać prezent wręczony przez polskiego premiera Barakowi Obamie – była to druga część komputerowego Wiedźmina. Stany Zjednoczone uważa się za ojczyznę wszelkiej kultury masowej, a to nagle okazuje się, że nie wszyscy bohaterowie stamtąd pochodzą. Zdarzają się wyjątki.
A nasze wiedźmińskie uniwersum ma się bardzo, bardzo dobrze. Ma powstać nowy film, powstał nowy komiks, wkrótce zagramy w trzecią część Wiedźmina, są jeszcze puzzle, gra karciana i planszowa. Dużo tego. I zastanawiam się, czy Geralt padnie ofiarą marketingu, bo współcześnie przemysł kulturowy wyciska wszystkie soki ze swoich produktów. Być może wtedy Rzeźnik z Blaviken będzie musiał wrócić do swoich niszowych korzeni? Bo swoje początki mam w czasopiśmie „Fantastyka”, które – według dzisiejszych standardów – właśnie za niszowe należałoby uznać.
You must be logged in to post a comment.