Ostatnio na blogu pojawiły się dwa teksty dotyczące promocji czytelnictwa. Ten będzie trzeci. Nie wiem, dlaczego akurat teraz wzięło mnie na maglowanie tego tematu, ale tak się złożyło, że pojawiła się interesująca inicjatywa, którą warto zaprezentować. Miejska Biblioteka Publiczna w Sosnowcu postanowiła wziąć się za najmłodszych i właśnie dla nich zorganizowała Literackie Lato Grozy. Nie będę owijał w bawełnę – akcją tą zarządza moja Żona, Kinga Baranowska-Jaworek. Promocja przeszkadza? Odsyłam do tego wpisu i nie przejmuję się narzekaniami. Uważam, że inicjatywa jest ciekawa i może być znacznie bardziej skuteczna od niejednej kampanii społecznej, którą oglądamy w telewizji.
Wszystkie informacje na temat Literackiego Lata Grozy można znaleźć na stronie sosnowieckiej Biblioteki. Pojawiły się już pierwsze zdjęcia z zajęć z dziećmi. Nie będę omawiał programu, ani prezentował poszczególnych atrakcji – chciałbym zastanowić się nad wpływem tego typu inicjatyw na lokalną społeczność, a nie na nienazwanych wszystkich. Mam wrażenie, że wszystkie duże akcje społeczne trafiają do czytających, co znacznie utrudnia zarażanie książkowym bakcylem. Jeżeli ktoś unika literatury jak ognia, to jak zainteresować ma go do niej akcja Nie czytasz, nie idę z Tobą do łóżka? W dużej mierze bawi ona tych, którzy ze słowem drukowanym (lub wyświetlonym na czytniku) od dawna są za pan brat. Reszta pozostaje obojętna. Zapraszanie znanych aktorów, pisanie zabawnych haseł – wszystko to, jest bardzo interesujące, ale wątpię, aby działało. Dlatego uważam, że najwięcej do powiedzenia w kwestii promocji czytelnictwa powinny mieć biblioteki. To tutaj trzeba inwestować pieniądze, a nie zastanawiać się nad kolejną wymyślą akcją, która i tak zainteresuje nielicznych
Przede wszystkim trzeba rozmontować stereotyp biblioteki traktujący tę instytucję jako Nienaruszalną Świątynię Książek. Tam właśnie są bibliotekarze, nie, raczej Strażnicy Zbiorów. Na takie myślenie nie ma dzisiaj miejsca. Potrzebujemy nowoczesnych książnic, które będą przestrzenią spotkań różnych społeczności. Katowicka Ciniba zrzesza nasz naukowy świat, bo tam doktorant, student i doświadczony wykładowca mogą minąć się między półkami. To niby mała rzecz, ale odrobinę budzi ducha uniwersyteckiej wspólnoty. Biblioteki powinny swoją działalność koncentrować na tworzeniu więzów pomiędzy poszczególnymi społecznościami aktywnymi na danym terenie. Niech spotkają się miłośnicy książek (co jest oczywiste, że tacy tam zaglądają) z fascynatami filmu. I w ten sposób można mieszać literaturę z innymi mediami, pokazywać, że również ma ona wiele do zaoferowania, że w tej bezsensownej walce o prymat nie przegrywa, ale w dalszym ciągu jest istotnym elementem kultury. Te przetasowania, to mieszanie ludzi o różnej pozycji społecznej i o różnych zainteresowaniach wskazuje na potężne możliwości integracyjne bibliotek. Najważniejsze jest to, że ta instytucja doskonale zna swoich odbiorców. Na filiach działają genialni bibliotekarze, którzy wiedzą, kim są ich czytelnicy i są w stanie zaproponować im interesujący program spotkań z kulturą nie tylko literacką. Zabawne, że w świecie, w którym kochamy zbierać dane za pomocą urządzeń elektronicznych, zapominamy o tych, składowanych w ludzkich umysłach. Takimi bankami lokalnej wiedzy są bibliotekarze. Smutne jest to, że ich możliwości nie zawsze są odpowiednio zagospodarowane. A gdyby uczynić to z głową, mielibyśmy solidne programy promocji czytelnictwa, prawdopodobnie o wiele bardziej skuteczne, ponieważ dostosowane do potrzeb lokalnych odbiorców.
Najważniejsze jest oddziaływanie na najmłodszych, wyrabianie w nich odruchu czytania i sięgania po książkę. Brzmi to trochę jak zawołanie do pracy u podstaw, ale właśnie czegoś tego współcześnie potrzebujemy. Poziom lokalny, mimo że dużo się o nim mówi, wydaje się całkowicie pomijany. Jasne, że łatwiej zrobić kilka spotów i puszczać je na okrągło, tylko że wtedy nie powinna dziwić ich niewielka skuteczność. Biblioteka, która jest ściśle związana z określonym miejscem, jest w stanie zdziałać o wiele więcej. Wystarczy tę instytucję zdynamizować, pozwolić jej działać i znaleźć ludzi, którym się będzie chciało. Nie wolno przy tym zapominać o odpowiednim finansowaniu, bo bez tego ani rusz. Ten potencjał został zagospodarowany tylko częściowo. Jest jeszcze dużo do zrobienia.
//Obrazek wyróżniający: Zhu / The Library (CC BY-NC 2.0)