Diablo nie potrafi świętować

Skończył się luty, a mnie nagle przypomniało się, że w styczniu całkowicie zignorowałem pewne wydarzenie. Niby powinienem świętować, cieszyć się, opowiadać wszystkim, jak to fantastycznie się bawiłem. Dla każdego gracza zdobywającego pierwsze cyfrowe szlify w połowie lat 90. niezwykle istotnym tytułem jest Diablo. Po raz pierwszy zetknąłem się z drugą częścią w gimnazjum, po pewnym czasie wróciłem do pierwszej, aby zrozumieć, jak to wszystko się zaczęło. Ostatnia część, trzecia, ma wielkiego pecha, ponieważ wyraźnie widać, że Blizzardowi brakuje pomysłu na jej promocję.

Czyżby Diablo się całkowicie wypalił? Same zgliszcza? Styczniowe wydarzenie, które powiało się z okazji dwudziestolecia serii, miało być ze wszech miar wyjątkowe. W końcu jest, co świętować! Dwadzieścia lat w Sanktuarium, dwadzieścia lat mordowania hrod demonów, przez dwadzieścia lat gracze wypróbowali mnóstwo buildów, zdobyli pełne sakwy legend, a przez pewien czas nosi w nich nawet obcięte uszy! Z przykrością stwierdzam, że atrakcje przygotowane przez Blizzarda były kiepskie i obnażyły to, co czuje wielu fanów Diablo – twórcy nie mają już pomysłu na odświeżenie tej serii. Zapowiedziany powrót Nekromanty trochę przypomina „Pakiet misji Novy”, który miał przedłużyć popularność StarCrafta 2. Wyszło zupełnie na odwrót, ponieważ te dodatkowe scenariusze okazały się być  – delikatnie mówiąc – na średnim poziomie. Pozostaje mieć nadzieję, że Nekromanta wprowadzi do Sanktuarium prawdziwe zamieszanie!

Styczeń upłynął w całkowitej ciszy. Drobne wydarzenie, czyli „Ciemność nad Tristram”, nie sprawiło, że z wielką chęcią wróciłem do Diablo III. Wpadłem, utłukłem trochę potworów, znalazłem właściwy portal, obejrzałem stylizowaną grafikę i pozbierałem trochę przedmiotów. To wszystko. Jeden weekend, potem już nie miałem ochoty włączyć gry. Czy Blizzard stracił serce do swojej produkcji? Nie sądzę. Problem raczej polega na tym, że sama marka mocno spowszedniała. Gier hack’n’slash jest na kopy, sam w swojej kolekcji mam Grim Dawn i Torchlight. W siłę rośnie Path of Exile, moim zdaniem bezpośredni konkurent produkcji Blizzarda. Grinding Gear Games, które odpowiada za Wyrzutków, cały czas stara się zaskakiwać graczy. Każda liga (w Diablo III są to sezony) wprowadza jakąś interesującą mechanikę. Ostatnio było to Szczeliny (breach), z których wypadały hordy przeciwników. Została to zrealizowane inaczej, niż w Diablo III, w którym były to instancje. GGG postawiło na otwarty świat i muszę przyznać, że ta zmiana nieźle się sprawdziła.

A co daje nam, oddanym graczom, Blizzard? Nudne sezony z całkowicie beznadziejną kosmetyką. Trochę wyzwań, które można stosunkowo szybko zrobić. Zero interesujących mechanik, ciągłe odgrzewanie starego kotleta. Blizzard zdaje się nie dostrzegać tego, że gracze mają po prostu dość zdobywania poziomów po to, aby otrzymać obramowanie na portret. Na dodatek otrzymanie fragmentów zestawów psuje rozgrywkę. To powinna być nagroda za utłuczenie hord potworów, za kilkukrotne pokonanie potężnego bossa, a nie za wykonanie kilku zadań. Doskonale rozumiem to, że odbiorcy gier komputerowych lubią ułatwienia, ale rozmontowywanie jednej z istotnych mechanik produkcji, prowadzi wyłącznie do zmniejszenia jej atrakcyjności. Po co mam się starać, próbować, skoro wiem, że dostanę zestaw po odbębnieniu listy zadań?

Urodzinowe wydarzenie obnażyło bezcelowość Diablo III. Jednak ja cały czas liczę na to, że Blizzard jeszcze mnie zaskoczy i sprawi, że z wielką chęcią wrócę do Sanktuarium.