Ja wiem, że Tenent już nikogo. Ja wiem, że się spóźniłem z recenzowaniem tego filmu o kilkanaście dni. A mimo to o nim napiszę. Bo mogę, bo ten blog i tak zawsze poruszał się własnym rytmem. Czasem dlatego, że chcę się zastanowić nad danym tematem, a innym razem tak mam ułożoną kolejkę tekstów. W przypadku Tenet potrzebowałem chwili, aby ułożyć sobie ten film w głowie. Nie wyszedłem zachwycony z seansu. Mało tego! Gdy moja Żona zapytała mnie, gdy na jakim miejscu w moim osobistym rankingu Nolana umieściłbym Tenet, to ten film nie był wysoko. Raczej wrzuciłem go do dołu stawki.
Na pewno dlatego, że nie był to specjalnie dobry filmy. Zbudowany na znanym i lubianym schemacie fabularnym. Jest agent, agent uwodzi żonę miliardera, miliarder chce zniszczyć świat, nagle pojawia się wyjątkowe uczucie, więc agent ratuje żonę i udaje mu się pokrzyżować plany niecnego miliardera. Nic tutaj odkrywczego nie ma i nawet być nie musi. Po prostu miałem nadzieję, ze Nolan wypełni tę formę czymś ciekawym. A tu zaproponował traktat na temat czasu i przestrzeni. O ile w Interstellar to się udało, dalej uważam, że jest to rewelacyjna interpretacja mitu założycielskiego, to w Tenet dostałem trudną do strawienia papkę o upływie czasu. Ani to było zajmujące, ani wyjątkowo ciekawe. Jeśli chodzi o samą akcję, to były dobre momenty. Na przykład pości. Tylko, czy na filmy Nolana chodzi się tylko i wyłącznie dla efektów specjalnych i kadrów przesyconych akcją? Ja od tego reżysera oczekuję czegoś innego. Tenet moich wymagań nie spełnił.
Być może do negatywnej oceny tego filmu przyczyniło się moje zmęczenie tematem czasu? W ostatnich miesiącach dokończyłem rewelacyjny Dark. Tam kwestie czasoprzestrzeni stanowiły dominantę i były poprowadzone w sposób zajmujący i zmuszający do myślenia. Po drodze do Tenet trafił się kolejny sezon Umbrella Academy. Nie ta waga co Dark, ale dalej jednym z tematów był czas. A to tylko dwa przykłady! Jestem pewien, że gdyby przejrzał listę tekstów i notatki, to znalazłbym więcej obrazów, które dotyczyłyby kwestii czasoprzestrzeni. Ja rozumiem, że Tenet był planowany wcześniej, po prostu źle się złożyło. Może gdybym nie czuł się przemęczony ciągłym cofaniem, przyspieszaniem, spowalnianiem i odwracaniem czasu, to inaczej spojrzałbym na ten film. Niestety, obawiam się, że ten temat wkrótce podzieli los zombiaków. Zostanie wyeksploatowany do tego stopnia, że nie zostanie po nim nawet żywy trup. Tylko jakieś skrawki.
Pozostaje mi podzielić się swoim rozczarowaniem i wrzucić sobie Interstellar. Albo trylogię Mrocznego Rycerza. Tenet na pewno nie zagrzeje miejsca na mojej liście filmów, do których czasem wracam. Gdy pojawi się na DVD lub w jakimś serwisie streamingowym, to na pewno się skuszę. Chociażby po to, aby porównać odbiór. Może po czasoprzestrzennym detoksie zauważę, coś to w trakcie seansu mi umknęło?