Eleanor Catton spokojnie wprowadza czytelnika w świat przedstawiony. Odsłania fragment za fragmentem, rozważnie konstruuje bohaterów i ciekawie ich przedstawia. Raczej sama pozwala na to, aby się zaprezentowali odbiorcy. „Wszystko, co lśni” to książka nie o gorączce złota, kolonializmie, zagadkowej śmierci lub chciwości – jest to powieść o opowiadaniu. Według mnie należy zaliczyć tę pozycję do wymierającego – przynajmniej zdaniem postmodernistów – gatunku wielkich narracji. We „Wszystkim, co lśni” najważniejsza jest kondycja człowieka wrzuconego w specyficzny świat poszukiwaczy złota. Ta rzeczywistość tylko pozornie jest przyjemna, pod tym blaskiem skrywają się pokłady mrocznej materii, z którą muszą zmierzyć się poszczególni bohaterowie.
Najbardziej uderzyło mnie zastosowanie szkatułkowej konstrukcji powieści. Niedoścignionym wzorem będzie dla mnie „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego, ale Elanor Catton również świetnie poradziła sobie z uporządkowanie tej struktury. Miałem przyjemność czytać różne opowiadania, które wykorzystywały szkatułkową konstrukcję i w tych gorszych zawsze problemem był brak precyzji. Tego elementu Eleanor Catton nie brakuje. Nie ma w tym nic dziwnego, w końcu w jej powieści bardzo mocno czuć kryminał, a ten gatunek wymaga bardzo dużej dbałości o szczegóły. Właśnie w ten sposób autor hipnotyzuje czytelnika. Wprowadza różne wątki, a następnie bardzo powoli je rozwija, aby zakończyć je w jednym miejscu. Bo „Wszystko, co lśni” to także powieść o poszukiwaniu sensu w świecie, w rzeczywistości tylko pozornie uporządkowanej.
You must be logged in to post a comment.