Jedną z niewielu stałych w moim życiu, jest niechęć do gier wyścigowych. Swojego czasu, pewnie jak wiele innych osób, ścigałem się w „Need for Speed”. Szczególnie lubiłem tryb dzielonego ekranu. Potem mi przeszło, gry wyścigowe przestały mnie bawić. Natomiast szybko polubiłem symulatory. „Snowrunner” na długo zagościł na moim dysku, dlatego postanowiłem zmierzyć się z „Expeditions: A MudRunner Game”. W końcu jest to produkcja tej samej firmy, która poskłada „Snowrunnera”.
Oczekiwania kontra rzeczywistość
W wielu moich tekstach dotyczących gamedevu zaznaczałem, że w obecnych warunkach kluczowa dla sukcesu gry, jest społeczność skupiona wokół określonego produktu. Wtedy jest łatwiej wydać kolejną część lub spróbować czegoś nowego. Tylko że nie zawsze jest tak pięknie i idealnie. „Expeditions: A MudRunner Game”, w mojej ocenie, to naprawdę solidna produkcja. Niestety, w chwili pisania tego tekstu, ma jedynie 53% pozytywnych recenzji na Steamie. Pojawiają się różne zarzuty, ale wiele negatywnych recenzji łączy jedna uwaga. Gracze zarzucają twórcom, że to nie jest „Snowrunner 2”.
Problem polega na tym, że od początku to nie miała być druga część rozpoznawalnej serii. Raczej produkt w rodzaju spin offu. „Snowrunner” koncentruje się na przewożeniu ładunków z pomocą wielkich pojazdów na bardzo nieprzyjemnym terenie. Błoto, woda, śnieg, jest ciężko, nie tylko na naczepie lub przyczepie. W tej grze są też misje wymagające eksploracji, odkrywania specjalnych wież pozwalających na poznanie terenu. Właśnie wokół tego ostatniego elementy zbudowany jest tytuł „Expeditions: A MudRunner Game”. Ekspedycje polegają właśnie na poznawaniu terenu i wykonywaniu zadań. Nie ma misji polegających na transporcie towaru przez całą mapę w celu wybudowania jakieś konstrukcji.
Czy to źle? Nie. Uważam, że twórcy postanowili zadowolić odbiorców, którzy woleli inny rodzaj doświadczenia. Celowali w klientów ceniących sobie eksplorację, jazdę po bezdrożach, wspinaczkę po kamienistych zboczach i walkę z błotem. Bez konieczności dostarczania ładunku z jednego miejsca do drugiego. Co prowadzi do innego, często powtarzanego, zarzutu. „Expeditions: A MudRunner Game” ma być niczym innym, jak zwykłą listą zadań, które trzeba odhaczyć. Za mało w niej wolności i ciekawych zadań. Z przykrością stwierdzam, że „Snowrunner” też jest niczym innym jak listą zadań. W dużej mierze opartej na zabawie w jeżdżenie z punktu do punktu. Niczym więcej.
„Expeditions: A MudRunner Game” zostało wydane w tym roku, a „Snowrunner” ma już cztery lata i zdecydowanie więcej zawartości. Dlatego porównywanie obu tych gier pod kątem zawartości jest, moim zdaniem, odrobinę bezzasadne. Nowy tytuł celuje w innych klientów, jest dopiero na początku drogi. To są produkcje na dwóch różnych etapach rozwoju i cyklu życia. Wspominam o tym, ponieważ żadna gra nie powstaje w próżni i nawet doświadczony twórca musi liczyć się z tym, że jego nowa produkcja będzie porównywana do poprzedniej. Nawet jeśli ta wcześniejsza była skierowana do zupełnie inny odbiorcy, a ta najnowsza ma za zadanie poszerzyć grupę odbiorców.
Rytm immersji
Dostrzegam ważną komplementarność gier „Snowurunner” oraz „Expeditions: A MudRunner Game”. Ta druga jest skierowana do osób lubiących szeroko rozumianą eksplorację, bez konieczności zastanawia się, jak przewieźć towar po bezdrożach. Dlatego tak istotna staje się immersja, zanurzenie się w cyfrowym świecie. Te tytułowe ekspedycje są kluczowe dla rozgrywki. Dlatego nie rozumiem decyzji, które stały za obecną realizacją rytmu zabawy. Sama jazda, zdobywanie kolejnych celów, odkrywanie terenu, ulepszanie samochodów i dbanie o zasoby, wszystko to było dla mnie bardzo satysfakcjonujące. Czego nie mogę powiedzieć o etapie przygotowania do ekspedycji.
„Expeditions: A MudRunner Game” działa w dwóch trybach. Swobodnej eksploracji oraz ekspedycji, czyli specjalnego zadania do zrealizowania, aby odblokować kolejne elementy gry. Może to być nowy teren, ulepszenie, samochód. Po prostu to są misje rozpędzające tytuł. Po zakończeniu jednej można zostać w świecie gry i wykonywać zadania poboczne, ale nie da się uruchomić żadnej głównej ekspedycji. Aby to zrobić, należy cofnąć się do menu z terytorium, wybrać misję, potem zdecydować się, jakie samochody będą w niej brały udział i zatrudnić specjalistów dających bonusy. Tak za każdym razem. Drażni mnie to strasznie, bo chciałbym mieć możliwość rozpoczynania zadań z poziomu gry, a nie z menu.
Dlaczego? Bo czuję, że wtedy mógłbym na bieżąco reagować na to, co się dzieje. Zmieniać specjalistów i ciężarówki. Dostosować się do obecnych warunków oraz podjąć decyzje na podstawie nowo pozyskanej wiedzy. Nie mogę tego zrobić, bo po ukończeniu celów, muszę wyjść ze świata gry i zacząć nową misję. Rozumiem, że ważny jest tutaj element przygotowania. Wybranie zasobów, zastanowienie się, jakie samochody będą idealne do misji, tylko że to wszystko, moim zdaniem, mogłoby przebiegać z poziomu mapy, w bazie. Tak jak jest to w „Snowrunerze”, który oferuje taką, nieprzerwaną, rozgrywkę. W przypadku „Expeditions: A MudRunner Game” ten rytm mi nie klika. Wybija mnie z zabawy, którą mam ochotę kontynuować i mam ma myśli główne misje. Te poboczne wolę robić w trybie swobodnej eksploracji.
W symulatorach, a do tego gatunku zaliczam „Expeditions: A MudRunner Game”, immersja jest kluczowa. Można karać gracza za to, że wybrał zły zestaw samochodów, nie dopilnował paliwa lub zatrudnił złych specjalistów. Jako formę kary zaliczyć utratę zasobów, ale czy to oznacza, że trzeba ponownie przechodzić przez całe menu? Dlaczego nie mogę pozmieniać elementów lub dokupić paliwa i części zapasowych w bazie? Po co mam w ogóle opuszczać świat gry? Chyba po to, żeby sobie zrobić przerwę i dać odpocząć SteamDeckowi oraz oczom. Innego uzasadnienia nie widzę.
Mało śladów
Jeśli chodzi o immersję, to ważne jest także to jakie ślady, jako gracz, pozostawiam po sobie w wirtualnym świecie. W „Expeditions: A MudRunner Game” jest ich niewiele. Są mosty, które czasem pomagają. Zdarza się, że na mapie postawię jakąś konstrukcję w rodzaju stacji pogodowej lub miejsca odwiertów. Zdarzyło mi się też umieszczać fotopułapki na drzewach. Problem polega na tym, że te ślady są niewielki, nie wpływają na to, jak wygląda mapa, a ja na nie potem rzadko trafiam. Chciałbym częściej widzieć, to co udało mi się osiągnąć lub odkryć.
„Expeditions: A MudRunner Game” skupia się na eksploracji, a więc powinno obfitować w ciekawe miejsca. Moim zdaniem tak jest, każda mapa ma w sobie coś wyjątkowego, co odkrywam wraz z kolejnymi misjami. Chciałbym po prostu, aby mój wpływ miał większą wagę dla wirtualnego świata. To nie musi być od razu wielka konstrukcja na środku mapy. W zupełności wystarczają mi drobiazgi, ale muszę na nie częściej trafiać. To też wybija mnie z immersji. Za każdym razem czuję, że mój wpływ na wirtualny świat jest żaden, a przecież wystarczyłoby, abym czasem ponownie trafił na zbudowany mosty lub przejechał obok postawionej struktury.
Żeby nie było, że tylko narzekam. W „Expeditions: A MudRunner Game” mapy są wielkie i bogate w różnego rodzaju ciekawe punktu. Ruiny, ślady, trudne podejścia. Jest czego szukać i na czym oko zawiesić. Dlatego tak bardzo drażnią mnie wcześniej wymienione drobiazgi. Gdyby nie one, to odbierałbym tę grę zdecydowanie cieplej. Podoba mi się, chętnie do niej wracam, lubię sobie urządzać sesje eksploracji po pracy, żeby zresetować umysł. Doceniam specyficzny rytm „Expeditions: A MudRunner Game” i chętnie przemierzam bezdroża. Tylko że od czasu do czasu coś mnie wybija rytmu zabawy i nie są to błędy gry. Działa świetnie na SteamDecku, żadnych zawieszek lub konieczności restartowania aplikacji.
Symulator ma mnie wciągnąć i trzymać w wirtualnym świecie. Mam mi podsuwać nowe rzeczy do robienia i nagradzać za osiągnięte cele. Nie tylko jakimiś cyferkami, ale też pokazywać mój wpływ na tę przestrzeń. Niech za przykład posłużą zadania dotyczące robienia zdjęć. Czy mogę potem gdzieś obejrzeć te fotki? Nie, a szkoda, bo to mogłaby być świetna nagroda. Taki kolaż prezentujący odwiedzone miejsca. Album podsumowujący moje postępy w „Expeditions: A MudRunner Game”. Przez takie drobiazgi ta gra robi się dla mnie kanciasta. Lubię ją dalej. Z zastrzeżeniem, że prezentowane przez nią doświadczenie nie jest, moim zdaniem, wystarczająco płynne.
You must be logged in to post a comment.