W zeszłym tygodniu, wraz z moją Żoną, wybraliśmy się na film. Do kina. Nie była to komedia romantyczna, bo nie pałamy szczególną miłością do tego gatunku. Nie wybraliśmy artystycznego dramatu, którego zakończenie nie wskazywałoby na intelektualne rozmemłanie scenarzysty i reżysera. Poszliśmy na drugą część przygód potwora z głębi oceanu. Byliśmy na filmie Godzilla 2: Król potworów. Oboje bawiliśmy się dobrze, a momentami nawet bardzo dobrze.
Do tego obrazu należy podejść jak do każdego innego filmu utrzymanego w konwencji kina rozrywkowego. Są pojedynki potworów, są pościgi, wybuchy oraz strzelaniny. Postacie mówią, bo w końcu nie samymi kulami napędza się fabułę, ale ich dialogi trudno uznać za niezwykle istotne. Wypowiadają sądy na temat różnych potworów oraz opisują skomplikowaną sytuację związaną z kryzysem klimatycznym na Ziemi. Tak, Godzilla 2: Król potworów dotyka tego tematu. W sposób złagodzony, z gotową odpowiedzią. Do uratowania ludzkości w zupełności wystarcza obecność wielki potworów, do których kiedyś należała nasza planeta, a teraz się obudziły i znowu po niej wędrują. To zdecydowanie najsłabszy element całego filmu.
Pozostałe części składające się na ten obraz, nie odstają do tego, co zostało zaprezentowane w pierwszej Godzilli. Zamysły niektórych kadrów są wręcz wyraźnie inspirowane poprzednią częścią. Dlatego osoba, która widziała poprzedni odcinek przygód ryczącej bestii, nie poczuje się zagubiona. Wprost przeciwnie! Trafi do świata znanego, przygotowanego zgodnie z wcześniej sprawdzonymi wytycznymi. Popkultra kocha korzystać z utartych schematów, w filmie Godzilla 2: Król potworów, widać to wyraźnie. Można polemizować, wykłócać się o to, ale nie sądzę, aby kogokolwiek krzywdziło wykorzystanie nieźle ułożonej formy. W zasadzie sprowadza się to do oczekiwań wobec samego obrazu. Jeżeli ktoś chce obejrzeć dramat pełen intelektualnych odniesień do prozy późnego modernizmu, to niech nie wybiera się na najnowszą Godzillę. Rozczaruje się. Natomiast miłośnicy kina rozrywkowego, wyjdą zadowoleni.
Godzilla 2: Król potworów ma bawić. Na szczególną uwagę zasługują efekty specjalne. Wykonane porządnie, solidnie, z wyraźnie widoczną rzemieślniczą wprawą. Potwory nie są pluszakami rzucającymi się po makiecie miasta. Twórcy zadbali o to, aby każdy z Tytanów – bo tak zostały nazwane – jakoś się wyróżniał. Nie tylko za sprawą swoich mocy, ale także pozostałych cech gatunkowych. Dlatego pojawia się ognisty ptak, przerośnięta ćma lub mamut wyłażący spod ziemi. Bogata menażeria, dla każdego, coś godnego uwagi. Do tego dołożono potężną dawkę płomieni, wybuchów oraz różnego rodzaju zniszczony budynków. Katastrofa godni katastrofę, a potwory walczą o dominację nad pozostałymi Tytanami, o zaszczyć bycia królem.
To nie zły film. Wybitny też nie. Po prostu jest dobry. Gwarantuje porcję niezłej zabawy, szczególnie dla miłośników walczących na ekranie monstrów. Warto go obejrzeć, szczególnie w kinie, gdzie efekty wizualne idą w parze z solidnym nagłośnieniem. To taki obraz dobry na początek wakacji. Lekki i niezobowiązujący.