Granice cyfrowej użyteczności

Zastanawiasz się nad tym, czy rzeczy wokół Ciebie są użyteczne? Mnie się zdarza. Lubię spoglądać na to, co mnie otacza z różnych perspektyw.

Czy rzeczy, którymi obecnie się otaczamy, stały się mniej użyteczne? To jest pytanie, które tłucze mi się po głowie od kilku miesięcy, na dodatek regularnie powraca w moim notatniku. Nie jest moje, absolutnie! Usłyszałem je dawno temu na spotkaniu w ramach kursu AIDevs. Od tamtej pory jest ze mną i nie daje mi spokoju. Jest w nim jakaś przekora, jakieś zastanowienie się nad tym, czy to, co nas otacza, jest faktycznie na tyle funkcjonalne, że możemy z tego korzystać. Weź do ręki smartfon. Urządzenie bliskie omnipotencji, a już na pewno będące centrum codzienności niejednej osoby. Czy faktycznie jest mało użyteczne?

Myślę, że dużo tutaj zależy od osobistej definicji tego, czym owa użyteczność jest. W moim przypadku ten wspomniany wcześniej smartfon jest daleki od bycia użytecznym notatnikiem. W dalszym ciągu wolę analogową wersję, w której mogę pisać za pomocą pióra. Tak, jestem świadomy istnienia takiego urządzenia, jak tablet wyposażony w rysik, ale to nie jest to. W dalszym ciągu to rozwiązanie nie jest dla mnie użyteczne. Dlaczego? W przypadku wersji papierowej istotne są dla mnie skreślenia, okazjonalne rysunki pomagające mi zwizualizować określony problem. Lubię trzymać w ręce pióro mające specyficzną wagę oraz będące prezentem od mojej żony. Pewnie, rysik też by mi mogła kupić, ale nie widzę w nim dużej użyteczności. Pisać się da, ale istotne jest też, jak się to robi i z czym się to wiąże.

Co oznacza, że ja rozpatruję użyteczność w kontekście konkretnych aktywności oraz ładunku emocjonalnego, z jakim wiążę dany przedmiot. Już nawet nie tyle z samą marką, ile z daną aktywnością powiązaną z rzeczą. Przygotowywanie notatek? Zawsze najpierw na papierze z wykorzystaniem pióra. Dopiero kolejnym etapem jest ich digitalizowanie, aby znalazły swoje miejsce w zestawie innych dokumentów składających się na folder, którym zarządzam z użyciem Obsidiana. Znowu uciekłem od smartfona, bo tę czynność wykonuję, używając komputera. Jest mi wygodniej, lepiej oraz szybciej dodawać metadane do notatek, oraz wiązać je ze sobą. Właśnie tutaj widzę użyteczność Obsidiana, w budowaniu sieci powiązań pomiędzy przestrzeniami, którymi zajmuję się na co dzień. Bywa, że te połączenia są niecodzienne.

Czym jeszcze jest dla mnie użyteczność? Możliwością naprawy. Śmieszy mnie to, że wspominam o tym aspekcie, ponieważ piszę te słowa na MacBooku z procesorem M1. Przez serwis iFixit został oceniony na 4 punkty na 10 w skali naprawialności. Z drugiej strony jestem szczęśliwym posiadaczem Steam Decka (OG), w którym naprawdę wiele rzeczy da się wymienić w domu, wystarczy mieć daną część oraz zestaw narzędzi. Na dodatek dostępne są porządne przewodniki, jak usunąć i wymienić poszczególne elementy. Gdzie? Oczywiście na iFixit! To jest miejsce, które warto odwiedzać, jeśli lubi się pogrzebać w rzeczach, które się kupiło i których własność się pozyskało. Niestety, iFixit potrafi być też kubłem zimnej wody, bo w poszukiwaniu rozwiązania można zauważyć, że jednak tak do końca to tej rzeczy się nie posiada. Co jest jeszcze szczególnie znamienne w przypadku urządzeń wymagających połączenia z siecią. Tutaj, moim zdaniem, zaczynają się prawdziwe schody związane z użytecznością.

Śmierć cyfrowego asystenta

Umarł przynajmniej jeden asystent AI, który miał zrewolucjonizować świat. Jego twórcy nawet wypowiadali się w „Wired. Trends for 2024″ na temat tego, że nadchodzi zmierzch smartfonów. Najwyraźniej jedyny zmierzch, jaki nadszedł, to ten dla AI Pin od firmy Humane. Miało być tak pięknie… Brak ekranu, specjalny laserowy wyświetlacz, kontrola gestami, podpięta generatywna SI, nawet Sam Altman się zainteresował oraz Microsoft! Efekt? Urządzenie, które kosztowało, po zmniejszeniu ceny, 499$ i wymagało miesięcznego abonamentu w wysokości 24$, stało się bezużyteczne w lutym 2025 roku. To nie jest literówka! AI Pin umarło, użytkownicy zostali z drogim przyciskiem do papieru. Doskonały dowód na to, że nowoczesne urządzenia są w stanie łatwo stracić użyteczność.

Na rynku został jeszcze RabbitR1, którego upolowałem na OLX za zawrotną kwotę 370 złotych. Obecnie go testuję, pewnie podzielę się wrażeniami w ciągu kolejnych tygodni. W każdym razie RabbitR1 dzieli to samo ryzyko, co AI Pin. W przypadku upadku firmy znika zaplecze serwerowe, a wraz z nim urządzenie staje się nieprzydatne. Na chwilę obecną w RabbitR1 nie jestem w stanie podać własnego klucza API do wybranej przez siebie usługi związanej z generatywną sztuczną inteligencją. Mało tego! W przypadku awarii nie jestem w stanie naprawić sprzętu, mimo że składa się dosłownie z kilku elementów i podstawowy serwis (na przykład wymiana baterii) byłby możliwy do zrealizowania w domu. Co się stanie z moimi danymi w Rabbit R1? Nie oszukuję się, pewnie staną się bazą treningową dla nowego właściciela, jeśli firma stojąca za tym małym, pomarańczowym urządzeniem upadnie.

Te dwa urządzenia to doskonały przykład tego, skąd bierze się moja rezerwa do wszystkich urządzeń, których fundament stanowi generatywna sztuczna inteligencja. Ich działanie zależy od tego, czy dana firma posiada środki, aby utrzymywać zaplecze serwerowe! Co dotyczy wszystkich urządzeń, z którymi możesz porozmawiać. Chcesz kupić lodówkę robiącą zdjęcia wnętrza i proponującą obiad? Świetnie! Jeśli ta usługa będzie za darmo, bez dodatkowego abonamentu, to sprawdź, co się dzieje z twoimi danymi. Od razu zastanów się, co się będzie działo z lodówką, gdy już integracje z generatywną sztuczną inteligencją przestaną być modne i zaczną być kosztowne. Dalej będzie dla ciebie tak samo użyteczna? Na dodatek dzisiaj urządzenia podpięte do sieci zagrożone są także celowym postarzaniem produktu, które, znowu!, wpływa na ich użyteczność. Wystarczy jedna aktualizacja, aby sprawić, że dany sprzęt straci jakąś cenną dla użytkownika funkcję. Powody mogą być różne, ale najczęściej dotyczą pieniędzy, bo taką utraconą użyteczność firma może wprowadzić do specjalnego abonamentu.

Dlatego warto cieszyć się fajnymi funkcjonalnościami, dopóki są. Tak szybko znikają za murem abonamentów, tak łatwo zostają wyłączone za pomocą jednej aktualizacji. Jednocześnie przy kupowaniu urządzeń warto rozważyć, czy będą dalej użyteczne za kilka lat. W końcu już dzisiaj otacza nas wszystkich mnóstwo śmieci i jednorazówek, osobiście nie widzę sensu, aby się dokładać do tego wysypiska. Właśnie z tego powodu uważam, że warto spróbować odkryć, co rozumie się pod pojęciem użyteczności. Myślę, że to może pomóc w opanowaniu chęci kupienia kolejnego świecącego kamyka do kolekcji.