Impulsywne przeglądanie

Środa, końcówka stycznia 2018 roku. Późne popołudnie, taski zakończone, można odpoczywać. Wcześnie warto przygotować sobie jakiś obiad, żeby się siedzieć o przysłowiowym suchym pysku. Pogoda jak pod psem, zimno, nieprzyjemnie, żadnej motywacji, aby opuścić ciepłe i suche miejsce. Rozwiązania same się nasuwają – granie, czytanie, oglądanie. Poszukuję tego, przy czym odpocznę najbardziej. Wybieram ostatnią możliwość.

Będę oglądał. Nie wiem jeszcze co. Obserwuję klęskę urodzaju obrazów. Uśmiecha się do mnie YouTube. Mam tam zapisanych kilka materiałów na temat programowania oraz game designu. Nie będę myślał w środę, tym bardziej późnym popołudniem. Połowa tygodnia, trzeba uspokoić umysł, aby dotrwać do weekendu. HBO GO? Odpada! Czekam na kolejny sezon Doliny Krzemowej, może wcześniej obejrzę sobie poprzednie, ale teraz nie mam na to ochoty. Humor dotyczący cyfrowego świata bardzo mnie bawi, dopóki nie zdam sobie sprawy z tego, że wiele z tych problemów przerobiłem w trakcie pracy. Zostaje Netfliks! Niezmierzone pola nieskończonych możliwości! Słuszna droga, zbawienie miłośników oglądania filmów i seriali. Chociaż bliższe prawdy będzie stwierdzenie, że jest to przestrzeń dla tych, którzy lubią przeglądać.

Przekleństwem Netfliksa jest katalog, w którym można utonąć. Nic takiego nie zdarzyło mi się w Spotify. Nigdy nie ugrzęzłem w przeglądaniu tytułów oraz wykonawców. Gdybym powiedział, że podobnie mam, gdy wpadam na Netfliksa, to zwyczajnie bym skłamał. Płacę za możliwość przeglądania obrazów w katalogu. Czasem czytam opisy, kompletnie nie zwracam przy tym uwagi na gatunek. Interesujący sposób spędzania wolnego czasu – grzebanie w ofercie serwisu streamingowego, tylko po, aby nic nie znaleźć, ale dołożyć kilka filmów do listy. Od razu człowiek staje się szczęśliwszy! Mam co oglądać, bo dodałem nowe tytuły. W czasie spędzonym na poszukiwania, na pewno mogłem obejrzeć przynajmniej dwa odcinki jakiegoś serialu…

Wyjątkowo w środę, podejrzewam, że w ostatniej chwili, zorientowałem się, że katalog zaczyna mnie wciągać jak bagno. Otrząsnąłem się! Wyrwałem się! Odniosłem mały sukces! Dlatego postanowiłem go uczcić. Wybór padł na serię Comedians in Cars Getting Coffee. Niespodzianka – nie obejrzałem wszystkich odcinków! Postanowiłem, że wybiorę rodzynki z ciasta i skoncentruję się tylko na tym, co mnie zainteresowało. Kierowałem się rozpoznawalnością nazwisk. Szyba selekcja i swoją przygodę z Comedians in Cars Getting Coffee zakończyłem w ciągu 90 minut. Obejrzałem tylko kilka odcinków, nie czuję potrzeby, aby wracać do tej serii.

Skorzystałem z wolności, którą dał mi serwis streamingowy. Nie czuję się winny. To dobrze, że mogłem sam zdecydować o swoim czasie, nawet jeżeli wcześniej musiałem zwalczyć pokusę przeglądania katalogu. Jednocześnie nie mam zadania na temat programu Comedians in Cars Getting Coffee. Kilka odcinków, kilka znanych nazwisk, materiały o różnej jakości. Dla mnie był to zapychacz czasu, idealny do obiadu odgrzanego w późne środowe popołudnie.