Nadszedł czas urlopu! Przynajmniej dla mnie. Co to oznacza? Przede wszystkim to, że mam więcej czasu, żeby szukać ciekawych informacji, co pewnie przełoży się na tematy nadchodzących tekstów. Mam już nawet kilka nowych rzeczy dodanych do mojej tablicy z materiałami do przemyślenia. Dzisiejszy przegląd będzie dotyczyć gamedevu w Indiach oraz poszukiwań pierścienia, tego wyjątkowego i dającego władzę nad innymi pierścieniami. Tylko że tym razem pojawi się w formie karty.
”MTG: The Lord Of The Rings: Tales of Middle-Earth”, to strasznie długa nazwa, pod którą skrywa się dodatek do kolekcjonerskiej karcianki.
Grałem w nią kiedyś, bardzo dawno temu. Zostało mi kilka talii, nawet próbowałem coś podziałać w elektronicznej wersji, ale to nie to samo. Jednak, jeśli mam coś zbierać, to wybieram materialną formę. „The Lord Of The Rings: Tales of Middle-Earth” zainteresowało mnie, ponieważ to kolejny krok w intensywnej monetyzacji tego uniwersum. Był już zestaw Lego z Rivendell w roli głównej, gra o Gollumie, która okazała się klapą, więc nic dziwnego, że firma Wizard of the Coast postanowiła dołożyć swoje trzy grosze. Jeśli czujesz, że to będzie kolekcja dla Ciebie, to boostery są już dostępne w polskich sklepach z grami kolekcjonerskimi. Jednak poszukiwania jedynego pierścienia nie mają już sens.
Został znaleziony i jest wyceniany na 2 miliony dolarów. Tak, to nie jest pomyłka, ktoś ma taką cenną kartę. Pewnie w zestawach dalej można wyłowić coś interesującego, jednak ta najważniejsza karta została już odkryta. Muszę przyznać, że kilka razy widziałem kolekcjonerskie wersje „Władcy Pierścieni”, w różnych formach i zastanawiałem się, kiedy firmy ponownie sięgną po ten świat. W dalszym ciągu ma on wielu oddanych fanów, co było widać w trakcie emisji serialu „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy”. Ten świat też czeka na odpowiednie zmonetyzowanie, bo przecież kasa musi się zgadzać. Szczerze mówiąc, to czekam na pierwszą grę, która będzie eksplorowała wątki z tego serialu. Pozostaje mieć nadzieję, że spotka się z lepszym przyjęciem.
Indie planują uregulować gry sieciowe.
Na informację o planach indyjskiego rządu trafiłem na portalu Asia News International. Do tej pory, wśród moich notatek, dominowały artykuły na temat regulacji w Chinach, ale najwyraźniej nie tylko to państwo próbuje zaprowadzić porządek w cyfrowej przestrzeni. Oczywiście żadne gatunki nie zostały wymienione, za to zaproponowano inne kryteria. Zablokowane zostaną produkcje, które będą zawierały zakłady, będą szkodliwe dla użytkowników oraz będą zawierały uzależniające elementy. Pomijam aspekty dotyczące hazardu, bo wokół tego od dawna krążą różne pomysły. Mniej lub bardziej udane.
Natomiast w jaki sposób będzie określana szkodliwość gry, pozostaje dla mnie interesującą zagadką. Wyczyszczenie konta rodziców? Opuszczenie się w nauce? Długi? O wszystkim tym, można było usłyszeć w kontekście gier, tylko że nie zawsze dało się wskazać, że to właśnie cyfrowe światy były winne temu, co najgorsze. Żeby było jasne — uważam, że uzależnienie od giereczek to poważny, rzutujący na życie, problem. Po prostu sądzę, że tak szerokie kryteria dotyczące prawnych regulacji, trudno uznać za sensowne. Kto w ogóle będzie oceniał? Specjalna komisja, która będzie ogrywała specjalnie dostarczone wersje i na podstawie pierwszych 20 minut będzie decydowała o tym, czy gra zostanie przepuszczona?
Ostatnia sprawa to te uzależniające elementy. Uwaga, będę zdradzał tajemnicze branży! Gry komputerowe projektuje się tak, aby przyciągały uwagę odbiorcy. Mało tego! W wielu mobilach celowo wykorzystuje się odpowiedni rytm nagród oraz rutynę, aby przykuć użytkownika od ekranu telefonu i zachęcić go do wydania pieniędzy. Gdzie będzie granica pomiędzy aspektami zachęcanymi do grania a tymi uzależniającymi? Też nie wiadomo. Za chwilę się okaże, że indyjski rząd będzie wydawał specjalne pozwolenia na publikację tytułu. To rozwiązanie już funkcjonuje w Chinach.