Od lat jestem oddanym fanem serii Diablo. Co prawda swoją przygodę zaczynałem od drugiej części, a po pierwszą sięgnąłem po to, aby poznać fundamenty całego świata. Pamiętam, że było to zderzenie bardzo bolesne. Zanim odpaliłem Diablo, myślałem, że Blizzard wprowadził jedynie niewielkie zmiany do sequela serii. Boleśnie się pomyliłem. A najbardziej przerażający był jeden, niewielki element – mana się nie regenerowała! I jak tu grać magiem?! Musiałem się zebrać w sobie, maksymalnie skupić i w końcu przeszedłem grę. Bywało ciężko, jednak od tego momentu wiedziałem, że z wielką chęcią będę testował produkcje z gatunku hack’n’slash.
Dlatego bardzo ucieszyłem się, gdy w moje ręce wpadł klucz do gry Book of Demons. Jest to polska produkcja, którą rozwija studio Thing Trunk. Zgodnie z informacjami podanymi na stronie produkcji na Steamie, Book of Demons powstaje już trzy lata. Do wczesnego dostępu trafiło 28 lipca 2016 roku. Kilka miesięcy już tam jest, w takim razie kiedy będzie premiera? Znowu będę posiłkował się opisem produktu na Steamie, Thing Trunk planuje wydać Book of Demons pod koniec bieżącego roku lub na początku 2017. Chciałoby się rzecz, że to już na dniach, że już wkrótce przyjdzie się cieszyć nam gotową produkcją. Jest to wykonalne, ponieważ Book of Demons nie jest typową grą we wczesnym dostępie. Moje wrażenia z tą formą otwartych i odpłatnych testów są skomplikowane. Trafiłem na wiele gier, które wyraźnie były w fazie wczesnego projektowania, a jedynie nieliczne przypadki były maksymalnie grywalne i wymagały wyłącznie doszlifowania. Book of Demons należy do drugiej kategorii. Thing Trunk opublikowało grę dopracowaną, działającą i dającą wiele przyjemności z rozgrywki.
Nic dziwnego, że w tym roku otrzymali nagrodę w kategorii „Wybor jury” w konkursie „FreeGalactus”. Trud twórców został doceniony i liczę na to, że Book of Demons zostanie dostrzeżone przez społeczność graczy. Jest to gra nietuzinkowa.
Czas na siekanie!
Co jest takiego wyjątkowego w Book of Demons? Myślę, że warto wybrać się na krótką wycieczkę po ostatnio popularnych hack’n’slashach. Zacznijmy od przyjemnego Torchlight. Pierwsza część, chwilami, aż do potwornego bólu, przypominała Diablo. Inny był świat, a także klasy, jedna sam model rozgrywki był ten sam. Zło, niebezpieczeństwo czyhające gdzieś głęboko. Nic tylko wybrać się na przyjemną przechadzkę w dół. I gracz, wraz ze stworzonym przez siebie bohaterem, szedł. Kolejne poziomy były pełne interesujących przeciwników, arsenał ciekawych przedmiotów również był spory. Potem przyszedł czas na Torchlight II, który zawsze będzie mi przypominał drugą część Diablo z delikatnie zmodyfikowaną mechaniką i inną grafiką. Co ciekawe wciąż wracam do Trochlight II. Dzieje się to za sprawą modów, które sprawiają, że gra jest wciąż żywa.
Na mojej liście ogranych i popularnych hack’n’slashy są jeszcze dwie, godne wspomnienia, pozycje. Pierwsza to The Incredible Adventures of van Helsing. Pierwsza część była bardzo ciekawa, twórcy potraktowali gatunek z należytą uwagą i stworzyli grę, przy której spędziłem wiele godzin. Dobra fabuła, solidna mechanika i ciągłe poszukiwanie przedmiotów. Kolejne części były gorsze, aż przyszedł czas na wersję Final Cut, która – według mnie – doskonale podsumowała wszystko to, co było złe w serii Incredible Adeventures of van Helsing, a pozostawiła niewiele dobrego. Ostatnia odsłona okazała się po prostu nieudolnym klonem Diablo III. Zostawmy już nieustraszonego łowcę potworów w spokoju! Pójdźmy w kierunku Grim Dawn. Mroczna atmosfera, ciekawy podział na klasy i przyjemne łupanie! Znowu doskonałe zastosowanie zasad rządzących gatunkiem hack’n’slash, ale nie sądzę, aby w tej produkcji należało koniecznie doszukiwać się elementów oryginalnych i wyjątkowych. Jest to po prostu solidnie wypełniona forma. Grim Dawn w żadnym wypadku nie jest onieśmielone przez Diablo. Twórcy doskonale wybrnęli z tej sytuacji i postanowili dać graczom kawał solidnej rozgrywki z ciekawie rozbudowanym światem. Muszę przyznać, że właśnie ten element w Grim Dawn spodobał mi się najbardziej. Narracja rozwija się w dobrym tempie, a jej kolejne fragment doskonale podkreślają mroczny charakter świata przedstawionego.
Wszystkie, wymienione przeze mnie, gry łączą takie elementy jak eksploracja świata, rozwój bohatera, walka z potworami oraz zbieranie przedmiotów. Hack’n’slash składa się właśnie z tych elementów, ma być dobrą siekaniną, w której pokonywanie hord potworów sprawia mnóstwo radości. Jednak za każdym razem miałem wrażenie, że gram w modyfikację którejś z części Diablo. Zmiana kontekstu, grafiki, ale rozdawanie punktów umiejętności wszędzie takie samo, klasy bardzo podobne, a poszukiwanie przedmiotów tak samo zajmujące. Nie ma co narzekać, popularność serii Bilizzarda musiała przełożyć się na pojawienie się gier, które wykorzystywały opracowany schemat. Jednak, już od dłuższego czasu, zastanawiałem się, czy w końcu pojawi się produkcja odświeżająca gatunek. Pragnąłem delikatnej zmiany, czegoś odmiennego od łupania potworów w rzucie izometrycznym.
Jaskółką nadziei okazało się Book of Demons.
Karciane sztuczki
Pobrałem i odpaliłem grę. Od razu zrozumiałem, że twórcy traktują gatunek z dużym dystansem, dlatego ich produkcja czasem będzie wyśmiewała schematy znane z hack’n’slashy. Przerażające nazwy potworów rodem z ostatnich kręgów piekła? To nie tutaj! Arcydemon, adwersarz gracza, uwielbia bawić się demoniczną gumową kaczuszka podczas kąpieli w lawie. Można się zdziwić, gdy z przeklętego kucharza wypadają piekielne marchewki. Book of Demons to hack’n’slash z przymrużeniem oka. Jednak sprawy mechaniki gry zostały potraktowane bardzo poważnie i muszę przyznać, że właśnie ten element sprawia, że mam ciągle ochotę wracać do tej produkcji. Studio Thing Trunk pozbyło się klasycznego schematu rozwoju postaci, czyli popularnego drzewka. Nie ma setek statystki, które trzeba ciągle kontrolować. Book of Demons nastawione jest na zabawę, jednak czy to oznacza, że jest grą prostą?
Nie. Podstawowym wyzwaniem jest ułożenie sensownej talii kart. Eksplorując podziemia gracz je zbiera, zastępują one umiejętności oraz przedmioty. Liczba miejsc, w których możemy umieścić karty jest ograniczona, a wykupienie rozszerzenia pozwalającego na dodanie kolejnego artefaktu lub zaklęcia nie jest tanie. To bardzo dobrze napędza rozgrywkę. Jednym z obowiązkowych elementów każdej gry hack’n’slash jest ciągłe powtarzanie tych samych czynności, w celu zdobycia innego przedmiotu lub rozwinięcia umiejętności. W Book of Demons zostało to sprytnie rozwiązane. Do ulepszania karty potrzebne są specjalne runy oraz złoto. Ze zdobywaniem waluty nie ma najmniejszego problemu, wystarczy poświęcić odpowiednią ilość czasu na rozgrywkę, jednak runy to zupełnie inna bajka. Są stosunkowo rzadkie, dlatego należy z nich korzystać w sposób rozsądy i ulepszać te karty, z których faktycznie korzystamy. A wypada mieć kilka zestawów, aby reagować na to, co dzieje się w podziemiach. Na każdym poziomie warto być przygotowanym, zamrażać, palić i ciąć hordy naciągających wrogów.
Dlatego tak istotne jest zbieranie i ulepszanie kart. Te dwa mechanizmy sprawiają, że Book of Demons jest cały czas ciekawe. Szczególnie dla osób, które uwielbiają kolekcjonować przedmioty w grach. Do Book of Demons wracam, ponieważ chciałbym odkryć wszystkie karty, ulepszyć je do maksymalnych poziomów oraz zbudować dobrze działające zestawy. To wydaje się proste, jednak dzięki wzrastającemu poziomowi trudności oraz losowo generowanym lochom, zbieranie kart często staje się prawdziwym wyzwaniem. A za nieprzemyślane dopasowanie artefaktów i zaklęć wielokrotnie spotkała mnie śmierć.
Book of Demons to nowoczesny hack’n’slash. Gra stworzona z poszanowaniem zasad gatunku oraz z odświeżającą mechaniką w postaci kart. Jeżeli jesteście zmęczeni ciągłym klonowaniem Diablo, to koniecznie sięgnijcie po produkcję studia Thing Trunk. Nie musicie od razu kupować! Na stronie możecie pobrać demo i przetestować Book of Demons!