Pogoda ostatnio nikogo nie rozpieszcza. Jak nie śnieg, to deszcz i tak w kółko. Niestety, kiepska aura sprawiła, że rzadziej wychodzę pojeździć moim Rustlerem. Dlatego zacząłem się rozglądać za czymś, co mogłoby mi zapewnić podobne wrażenia, ale w domu. Ważna było dla mnie także wielkość modelu. Moje spojrzenie padło w kierunku Mini-Z Buggy od Kyosho. Marki wciąż mało rozpoznawalnej w Polsce. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie.
Mini-Z, czyli kosztowne miniaturki
Kyosho to japońska firma, która zajmuje się produkcją zdalnie sterowanych modeli. W swojej ofercie ma samochody z napędem elektrycznym oraz te korzystające z nitro, łodzie oraz samoloty. Są też kolekcjonerskie miniatury pojazdów, pozbawione napędu. Idealne do postawienia na półce. Mnie najbardziej interesowały modele zdalnie sterowane, poszukiwałem samochodu z napędem na cztery koła. Najlepiej niewielkiego i dlatego zacząłem przeglądać ofertę Mini-Z. To takie małe, zgrabne zdalnie sterowane modele.
Zauważyłem, że oferta jest różnorodna, ale wszystkie przedmioty łączy to, że nie są tanie. W oficjalnej dystrybucji trzeba wydać minimum 1 000 złotych, aby stać się szczęśliwym posiadaczem nowego Kyosho Mini-Z. Tych używanych jest jak na lekarstwo, pojawiają się bardzo rzadko, a jeśli są w dobrym stanie, to szybko znikają. Zresztą te w gorszym też łatwo znajdują zainteresowanie. W końcu mogą być dobrym materiałem na zasobnik z częściami zapasowymi. Z tego, co widzę, to w polskiej dystrybucji można bez problemu kupić wiele elementów, więc nie trzeba się bać, że czegoś nie będzie i zostanie się z rozwalonym modelem.
Zdaję sobie sprawę z tego, że możesz spojrzeć na tę cenę i stwierdzić, że 1 000 złotych za zdalnie sterowanego resoraka to jakiś ponury absurd. Masz rację. Problem polega na tym, że modelarstwo nigdy nie było tanie. Na dodatek Kyosho po prostu wycenia tak wysoko swoje produkty i ludzie je kupują. W każdym zestawie Mini-Z znajdują się dodatkowe części. Zębatki, ograniczniki do amortyzatorów, klucze do kół, a nawet czerwone mini pylony, które można wykorzystać do budowy toru. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wybrać złożony zestaw, wrzucić baterie AAA i cieszyć się jazdą.
Serwis pełen niespodzianek
Nie ukrywam, że trochę mi zeszło, zanim udało mi się upolować swoje Mini-Z. Zależało mi na tym, żeby zdobyć używaną wersję, bo cena nowej mnie bardzo odstrasza. W moim przypadku musiałem wymienić przedni wahacz, ponieważ był uszkodzony oraz sprawić, aby model skręcał. Myślałem, że padło w nim serwo, ale stwierdziłem, że zanim zacznę szukać nowego, to zobaczę, w jakim stanie są elementy odpowiadające za skręcanie. Ku mojemu zdumieniu, po prostu wypadło jedno cięgno i po jego naprawieniu Buggy zaczął normalnie skręcać.
Sprawdziłem też amortyzatory. Są plastikowe i powinny być wypełnione olejem. Powinny, bo w moim Mini-Z Buggy wszystkie były puste. Przejrzałem instrukcję i dowiedziałem się, że olej musi wlać użytkownik. Wykorzystałem olej, który został mi po serwisie amortyzatorów w Rustlerze. W trakcie serwisu zacząłem się zastanawiać nad uszkodzonym wahaczem, Bardzo możliwe, że do pęknięcia doszło, ponieważ brakowało amortyzacji i cała siła poszła w plastikowy element. Elektronika i silnik były w bardzo dobrym stanie, podobnie jak wał napędowy i półosie. Po uruchomieniu nadajnika od razu sparował się z modelem i mogłem jeździć.
Na pewno był wcześniej używanym, ponieważ miał wyłączony tryb treningowy. Aby to zrobić, trzeba włączyć nadajnik i przycisnąć spust. Po kilku sekundach go puścić i już można się cieszyć maksymalną prędkością. Patrząc o uszkodzeniach w moim modelu, nie zawsze jest to dobre rozwiązanie. Szczególnie jeśli ktoś nie miał wcześniej do czynienia ze zdalnie sterowanymi samochodami i nie wie, że wiele z nich potrafi się szybko rozpędzić. Właśnie tak jest w przypadku Mini-Z Buggy. Sam dodałem gazu i przywaliłem w nogę od krzesła. Na szczęście nic się nie stało.
Jak to jeździ?
Zdalnie sterowane samochody z serii Mini-Z cechuje to, że mają kopa. Nic dziwnego, tymi modelami można się ścigać, niektórzy cenią inną formę zabawy, czyli driftowanie. Kysoho oferuje gotowe zestawy z napędem na przód lub na tył. A jeśli wolisz się wspinać po nierównym terenie, to też znajdziesz dla siebie odpowiednie Mini-Z. Niezależnie do tego, co wybierzesz, sądzę, że będziesz się dobrze bawić. Ja eksperymentuję ze swoim Buggy i, pomimo że są to modele do zabawy w domu, to pewnie wezmę go na jazdę próbną na dworze. Jak tylko będzie trochę bardziej sucho.
Przygotowuję sobie prosty tor za pomocą czerwonych pylonów i jeżdżę po mieszkaniu. Mini-Z Buggy nie jest specjalnie głośny, a rozwija dobrą prędkość, dlatego musiałem zaprzyjaźnić się z hamulcem. Znajduję sporo przyjemności w ściganiu się z samym sobą. Mała rzecz, a cieszy. Nie są to takie same wrażenia, jak w przypadku Rustlera, który wręcz wgryza się w podłoże, jednak jestem w stanie zrozumieć osoby kolekcjonujące Mini-Z i urządzające wyścigi. Rozumiałbym jeszcze bardziej, gdyby nie ta cena.
Uważam, ze Mini-Z to nie jest materiał na pierwszy zdalnie sterowany samochód. Jest za drogi. Myślę, że jeśli ktoś chce się zainteresować tym tematem, to lepiej, żeby przejrzał ofertę WLToys lub Team Associated. Są tam zestawy kosztujące mniej, niż 500 złotych, a sądzę, że na początek na pewno wystarczą. Dopiero później, jak już człowiek poczuje, że to jednak jest hobby dla niego, nic nie stoi na przeszkodzie, aby zainwestować w lepszy samochód. Od razu zaznaczam, że w przypadku WLToys oraz Team Associated nie wszystkie części są dostępne w Polsce i czasem trzeba poszperać na Amazonie.
Mój naprawiony Mini-Z Buggy sprawdza się świetnie. Jestem z niego zadowolony, mogę nim pojeździć nawet w przerwie w pracy. Wrzucam baterie i zasuwam. Cieszę się, że ten model trafił do mojej kolekcji, na pewno będzie często używany. Szczególnie w okresach przedłużającej się niepogody.
You must be logged in to post a comment.