Ładnie i elegancko

Przytaczał wiele przykładów z literatury, rzucał na dyskusyjną planszę ciężkie działa. Lubił zaczynać od alkoholowych wojaży Jerzego Pilcha, bo szczególnie ceniłem narrację w Pod Mocnym Aniołem. Gdy nie dawałem się przekonać, sięgał po Witkacego

Zacząłem lekturę Sonneberga Krzysztofa Vargi. W dziwny sposób rytm narracji przypomniał mi moje częste dyskusje okołoliterackie z Łukaszem. Jestem przekonany, że ta książka bardzo przypadłaby mu do gustu. Jest w niej wszystko to, co szczególnie cenił w prozie. Zawsze kluczowe było dla niego to, aby powieść była napisana ładnie. Jego kategoria ładności zawsze mnie zastanawiała, odrobinę irytowała. Bo co to za wyznacznik? Ładnie napisana? Co to mówi o kształcie literatury? Myślę, że ta kategoria zawsze pozwalała Łukaszowi ocenić jakoś literatury, po którą akurat sięgał.

Bolesna prawda jest taka, że sam oceniam niektóre rzeczy pod kątem ich elegancji. Począwszy od zagadnień zakładanych w systemie służącym do zarządzania pracą, po fragmenty kodu, które piszę. Jeszcze nie przełożyłem tego na literaturę, ale sądzę, że jest to kwestia czasu. Podejrzewam, że podobnie jak „ładność”, „eleganckość” zacznie mnie drażnić. Ze względu na swoją nieuchwytność, brak solidnych fundamentów, niekoniecznie stabilną podstawę teoretyczną. Siedzi we mnie ta potrzeba systematyzowania, budowania możliwie jasnych kategorii. Bardzo mocno. Aż sam się sobie dziwię i trochę zaczynam się obawiać, że już mi tak zostanie. Do ostatniej popełnionej myśli.

Wróćmy do Sonnenberga Vargi i literatury według Łukasza. Dla mojego dobrego kolegi ze studiów tworzenie wiązało się z alkoholem, używkami, wprowadzeniem się w inne stany świadomości. Zwykł mnie pytać, ile wypiłem, pracując przy danym tekście. Moje odpowiedzi zawsze go rozczarowywały – nie potrafię pisać, będąc pod wpływem. Unikam tego. Niewiele tekstów napisanych po piwie lub dwóch trafiło na bloga. Te szkice zawsze lądowały w cyfrowym koszu, w niebycie. Moje teksty stanowią odbicie tego, w jaki sposób myślę, tego jak układam sobie w głowie sensy. Zawsze staram się, aby była to możliwie najsolidniejsza struktura. Po alkoholu zaczynam rozwlekać zdania, tracić rytm w opowiadaniu. Gubię to, co chcę opowiedzieć. Zawsze tak to tłumaczyłem Łukaszowi. Nigdy nie udało mi się go przekonać.

Przytaczał wiele przykładów z literatury, rzucał na dyskusyjną planszę ciężkie działa. Lubił zaczynać od alkoholowych wojaży Jerzego Pilcha, bo szczególnie ceniłem narrację w Pod Mocnym Aniołem. Gdy nie dawałem się przekonać, sięgał po Witkacego. W przypadku tego autora istotne był jego sposób postrzegania sztuki. A ja w dalszym ciągu pozostawałem niezłomny. Dalej nie uważam pisania pod wpływem za coś pociągającego. Wolę pracować w swoim, do bólu trzeźwym, trybie. Może wynika to z tego, że dla mnie składanie słów ma niewiele uroku? Lubię to, ale traktuję pisanie jako formę komunikacji ze światem. Często umysłowe ćwiczenie, które pozwala mi na pozostanie świadomym. O! Z pomocą przelewanych na papier, nawet ten cyforwy, słów ostrzę sobie percepcję.

Myślę, że Łukasz doceniłby poprzednie zdanie. Powiedziałby, że było ładne. Ja rzekłbym, że eleganckie.