Dzisiaj nie będzie nic o gamdevie! Wiem, szok, niedowierzanie, stała się rzecz niemożliwa. To nie tak, że nic nie znalazłem o giereczkach. Po prostu były to materiały dotyczące w dużej mierze określonych problemów w tworzeniu cyfrowych światów, niewiele było tam zajmującej bizdevowej otoczki. Dlatego dzisiaj coś z innej beczki! Mianowicie Youtube oraz kulinaria, bo przecież każdy lubi sobie coś przegryźć w trakcie oglądania kolejnego wideo.
Zmiany w usługach to normalna sprawa. Tylko problem pojawia się, gdy nie ma żadnych alternatyw i po prostu trzeba się zgodzić.
Louis Rossmann stworzył materiał o dość krzykliwym tytule – Don’t sign Youtube’s new money-stealing TOS before watching this! Po jego obejrzeniu zachęcam do sprawdzenia sekcji komentarzy, ponieważ jest to wypowiedź doprecyzowująca zapisy komentowane przez Lousia Rossmanna. Zachęcam do obejrzenia, jest tam sporo emocji, ale naszkicowany zostaje problem, z którym przychodzi się mierzyć twórcom.
Oczywiście mam na myśli zarobki. Kiedyś, na łamach DailyWeb, pisałem o tym, że Twitch również kombinuje przy podziale kasy między sobą a twórcą. W przypadku YouTube’a sprawa ma się trochę inaczej, tutaj do głosu bardziej dochodzą zyski z reklam. Tylko że niezależnie od tego, skąd będą brały się pieniądze na dużej i rozpoznawalnej platformie, czy to będzie subskrypcja, czy reklama, co ma zrobić osoba, dla której jakaś zmiana w regulaminie będzie szkodliwa? Na przykład ograniczy jej dochody, gdy kanał był jej podstawowym źródłem utrzymania.
Tak, tak, wiem. Powinna o tym pomyśleć wcześniej, o takich rzeczach się myśli, ponieważ wszyscy jesteśmy rozsądni i rozważni. Żarty na bok. Bolesna prawda jest taka, że żadnych sensowych alternatyw nie ma. Oczywiście, że mamy internetowy model patronacki (Patreon, Patronite), ale popularność najpierw trzeba zbudować, zanim się ją zmonetyzuje. Wtedy materiały mają lądować w jakim miejscu? Na własnej stronie internetowej? To trzeba wypozycjonować, nie ma się dostępu do mnóstwa odbiorców zaraz po wrzuceniu filmu.
Fediversum? Byłbym ostrożny. W momencie problemów Twittera pojawiło się pewne zainteresowania Mastodonem, jednak z perspektywy czasu zaczynam zauważać, że słabnie. Naturalna kolej rzeczy, fediversum jest dobrym sposobem na dywersyfikacje kanałów komunikacji. Dzisiaj jeszcze nie traktowałbym go jako głównego źródła pozwalającego na generowanie uwagi odbiorców.
Dobra! Dość o wirtualnych rzeczach. Czas coś zjeść! Zapraszam na dania ułożone za pomocą pęsety oraz kosztujące znacznie więcej niż prawdziwy polski kebab na dworcu.
„The Atlantic” opublikował artykuł Rob Anderson How Noma Made Fine Dining Far Worse. Noma to taka szwedzka restauracja, serwująca inne rzeczy, niż kuchnia w IKEI. Hotdoga się tam raczej nie zje. Dość żartów! Jej właściciel, René Redzepi, stanowi ikonę postnowoczesnego myślenia o restauratorstwie. Jeśli ktoś ogląda filmy i serialne dokumentalne na temat jedzenia, to, prędzej, czy później, trafi na to nazwisko. Myślę, że artykuł z „The Atlantic” ładnie pokazuje, że nie trzeba od razu pochwalać wszystkiego, co pojawiło się w Nomie.
Ten świat rezerwacji, dymiącego jedzenia, 25 elementowych posiłków jest snobistycznie kuszący. Żyjemy w świecie, w którym karmimy się poklaskiem na Instagramie, Twitterze, czy innym medium społecznościowym. Dlatego ujęło mnie wmieszanie do tekstu Willy’ego Wonky. Jest coś odrealnionego w tym całym gotowaniu ocenianym na 3 gwiazdki Michelin. Nie mówię o cenach, nie mam na myśli tego, że trzeba miesiącami czekać na rezerwację. Raczej interesuje mnie specyficzny klimat otaczający takie miejsca. To są miejsca oniryczne, wyrwane z biegu codzienności. W materiałach prezentowane są jako jedyne w swoim rodzaju, często nawet same zajmują się uprawą roślin i hodowlą zwierząt.