W niektóre książki się wpada i potem ciężko się z nich wygrzebać. Wykreowany przez autora świat łazi za czytelnikiem i za nic nie chce się odkleić. Tak właśnie miałem z Tracę ciepło Łukasza Orbitowskiego. Dawno nie czytałem tak dobrej, solidnie skonstruowanej i ciekawej książki.
Właśnie za takie teksty jak Tracę ciepło uwielbiam twórczość Łukasza Orbitowskiego. Gdybym prowadził zajęcia z literatury popularnej, to na pewno zaprezentowałbym właśnie tę książkę jako przykład bardzo dobrej powieści grozy. Daleki jestem od twierdzenia, że Łukasz Orbitowski to nasz polski Stephen King, bo aż takiej popularności – przynajmniej na razie – nasz polski autor nie uzyskał. Jednak jego książki są wyjątkowe, a w Tracę ciepło znalazło się wszystko to, co najlepsze. Żywe postacie, interesująca i wciągająca fabuła oraz intrygujący „drugi świat”, czyli rzeczywistość na co dzień nie widoczna.
Książkę tę chcę przedstawić jako współczesną realizację właśnie powieści grozy, a nie horroru. Bo proza Łukasza Orbitowskiego, dla mnie, mieści się właśnie w tym, odrobinę już zapomnianym, gatunku literatury popularnej.
Groza Orbitowskiego
Czym jest powieść grozy? Posłużę się definicją znajdującą się w Słowniku terminów literackich, która brzmi następująco:
Powieść o bujnej fabule i jaskrawych efektach, która działa poprzez budzenie strachu w czytelniku. Jej pierwszą formą była powieść gotycka, współcześnie jest jedną z postaci powieści sensacyjnej, często zbliża się do thrillera.
Okazuje się, że powieść grozy trochę się rozmyła, jest gatunkiem „pomiędzy”. Dzisiaj częściej mówi się o horrorach, których definicja wygląda w sposób następujący (za Słownikiem terminów literackich):
[Horror] operuje motywami, których zadaniem jest budzenie u czytelnika silnych reakcji emocjonalnych, przede wszystkim właśnie – przerażenia.
Zmiana jest praktycznie niezauważalna. W przypadku horroru, przynajmniej w definicji, nie zostaje podkreślona bujność fabuły, a właśnie ten element bardzo mocno uwypukla, w swojej twórczości, Łukasz Orbitowski. Tracę ciepło jest sztandarowym tego przykładem. Autor buduje atmosferę grozy i tajemnicy poprzez wprowadzenia coraz bardziej skomplikowanych bohaterów i wydarzeń. Książka nabiera kolejnych płaszczyzn i zostaje obudowana kolejnymi wymiarami, co sprawia, że zaczyna powoli wciągać. I człowiek przepada na kilkaset stron, daje się ponieść układającym się w fantazyjne frazy słowom, wpada pomiędzy dopieszczone akapity. Łukasz Orbitowski ma pewną bardzo interesującą umiejętność – potrafi powoli wprowadzać odbiorców w wykreowane przez siebie światy i uzależnia od nich. Ale jak to robi?
Podróż pomiędzy płaszczyznami
W Tracę ciepło, Łukasz Orbitowski, zaprasza czytelników do innej rzeczywistości. Zabiera odbiorców do świata umarłych. Robi to w bardzo interesujący sposób, ponieważ najpierw tylko uchyla drzwi. Wraz z rozwojem fabuły otwiera je coraz szerzej i nagle okazuje się, że te dwie rzeczywistości nieustannie się przenikają. Tak przyjemniej jest dla głównego bohatera oraz jego przyjaciela. Obaj posiedli umiejętność wchodzenia do jezior, bo w ten sposób określają oni materię, która dominuje w świecie zmarłych.
Jakub i Konrad, bo takie imiona noszą protagoniści, widzą ludzi, którzy umarli. Nie są oni tylko nieszkodliwymi duchami, ale istotami, z którymi mogą wchodzić w określone reakcje. Początkowo myślą, że ten dar właśnie na tym się kończy, że każdy z nich to medium, które potrafi rozmawiać ze zmarłymi. Okazuje się, że jest całkowicie inaczej i świat jezior jest znacznie bardziej skomplikowany. Pierwszym stopniem wtajemniczenia były widzenia związane z morderstwem ciecia Hadały. Jego śmierć nie jest całkowicie przypadkowa, ponieważ ma korzenie w jego przeszłości. Na drugi stopień bohaterowie wchodzą, gdy poznają zakochaną parę oraz bardzo specyficzne miejsce, czyli wieś, której nikt nie potrafi znaleźć. Natomiast najciekawszy jest trzeci stopień, zakończony bezpośrednią konfrontacją z istotami należącymi do innego porządku. Bohaterowie wchodzą na niego, gdy poznają Wielkiego Dzwona, samozwańczego cudotwórcę, który niekoniecznie jest święty.
Ostatnie część książki, w która oparta jest właśnie na zderzeniu ludzi z innymi istotami, rozgrywa się w Kalbornii. To właśnie w tej wsi rozegrała się tragiczna historia miłosna Niemca i Polki i to właśnie tam Konrad i Jakub spotkają się z aniołem Puchem. Istota ta wędruje między ludźmi i stara się spełniać ich życzenia, co nie zawsze kończy się dla nich dobrze. Tak też stało się tym razem. Puch zakrzywił czas i przestrzeń tworząc idealne koło. Żaden z bohaterów nie może opuścić Kalbornii, a jeżeli uśnie to będzie przeżywał wydarzenia od nowa. Łukasz Orbitowski stworzył pełen grozy Dzień świstaka, ponieważ świat zaczyna ulegać rozpadowi.
Właśnie ta dezintegracja jest najciekawsza. Ludzie zamieniają się w potwory, a konstrukcja wszystkich przedmiotów ulega załamaniu, Kalbornia powoli staje się miejscem otoczonym przez, przerażające, jeziora. Zmiana formy przestrzeni i czasu powoduje, że materia zaczyna ulegać przemianie. Jeziora okazują się być nie tylko materią wypełniającą świat umarłych, ale są także formą bramy, czymś co pozwala na przechodzie pomiędzy rzeczywistościami. Jednak eksperymentowanie z nimi, tak jak uczynił to Puch, kończy się tragicznie. Ludzie najpierw zostaję uwięzieni w kolistej czasoprzestrzeni, a potem stają się potworami. Dla istot niebiańskich czas może być kołem – mało tego! – może on być wartością przeźroczystą, ale dla ludzi musi przybrać formę linearną. W przeciwnym razie dojdzie do tragedii.
Pozycja obowiązkowa
Barwna fabuła, interesujące postacie i nietuzinkowe zwroty akcje – wszystko to sprawia, że lektura książki Tracę ciepło nie jest stratą czasu, ale jego wartościowym wypełnieniem.
Łukasz Orbitowski, Tracę ciepło
Wydawnictwo Literacki, Kraków 2007
ebook, 454 strony