Jesteśmy po długim weekendzie. Jedni leczą kaca, a inni zakwasy, niektórzy próbują zwalczyć obie te niedogodności jednocześnie. Przez pierwsze dwa dni świeciło słonce, więc pogoda była idealna na bieganie/jazdę na rowerze/dogtrekking (niepotrzebne skreślić) oraz grilla. To ostatnie staje się nową polską tradycją, zaraz obok wypluwania sobie płuc na różnych dystansach.
Nie uważam, że to źle. Odrobina aktywności fizycznej jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Jednak będąc na spacerze, wraz z Żoną i naszym jamnikopodobnym psem, zauważyłem, że są ludzie, którzy przesadzają. Delikatnie mówiąc. Bo jak nazwać parę biegnącą w jedną stronę razem, natomiast w drugą rozdzieliła ich kondycyjna przepaść? Trzeba zaznaczyć, że oboje wyglądali przy tym, jakby za chwilę mieli paść na zawał. Takie są negatywne skutki promowanej przez, kochane przez wszystkich, programy śniadaniowe. A zaraz obok biegania są rowery, dogtrekking i grill.
Slalom między rowerami
Pierwszego maja, prowincja na której mieszkam, przeżyła oblężenie. Nie było ono związane ze Świętem Pracy, ale z najazdem miłośników dwukołowego szaleństwa.. Wszędzie, absolutnie w każdym miejscu, pojawiali się rowerzyści. Grupy te były mniejsze lub większe, a ich chamstwo było wprost proporcjonalne do ilości rowerów. Sam często wybieram tę formę aktywności, ale nigdy nie zdarzyło mi się wepchnąć drugiego człowieka w krzaki. Najgorsze były rodziny. Prowadzone przez ojca-przewodnika stada poruszały się niczym ludzki taran i przypominały nam, prostym przechodniom, że nasze miejsce jest na poboczu.
Co ciekawe, na drugi dzień, ilość rowerzystów znacznie się zmniejszyła. Zapewne wielu z nich leżało i leczyło zakwasy piwem ze wczorajszego grilla. Zamiast nich pojawili się biegacze. Osoby te, poza całkowitym odcięciem się od rzeczywistości, nie są specjalnie szkodliwe. W przerażanie wpędza ich mój jamnikopodobny pies, który nie wykazuje większego zainteresowania biegnącymi osobami. Ale nadchodzi czas dogtrekkerów! W telewizji śniadaniowej zaprezentowano już ten temat, teraz czekam na to, aż zostanie on podłapany przez publiczność.
W ten sposób skończy się spokojne wyprowadzanie psa. Bo teraz wszyscy będą „dogtrekkerować” albo „dogtrekkingować”, bo przecież moda na „ingową” końcówkę czasownika jest wiecznie żywa. W towarzystwie tylko leszcze powiedzą, ze chodzą na spacery z psem, arystokracja życia towarzyskiego będzie uprawiać dogtrekking. Rachunek jest prosty: +10 do lansu i +15 do odporności na wodę. Szkoda, że ta interesująca forma aktywności szybko stanie się wyłącznie pretekstem do szpanowania przed znajomymi nową smyczą albo specjalnymi butami. Jednak nie to, w tym współczesnym świecie, jest najgorsze.
Zasłona dymna
W pierwszy i drugi dzień majówki świat spowił dym. Dało się w nim wyczuć delikatną nutkę spirytusowej podpałki, węgla drzewnego, spalonych przypraw oraz tłuszczu wytopionego ze śląskiej kiełbasy. Okolicę przykryła szarość, w której nie dało się oddychać. Na dodatek każdy kawałek trawy został podbity za promocją metalowego, szybkoskładalnego i przenośnego grilla. Ta ekspansja zaczyna mnie coraz bardziej martwić.
Niech się ludzie bawią jak chcą, ale w swoich domach i na swoich podwórkach, a także w miejscach do tego przeznaczonych (chociaż pewnie nie ma ich zbyt wiele). Sytuacja zaczyna stawać się absurdalna. Przestrzeń publiczna przeżyła już różne, mniej lub bardziej szkodliwe, inwazje. Mamy wszechobecne banery (obowiązkowo na każdym płocie), rozrzucone ulotki, a w trakcie wyborów podobizny jedynych i słusznych wodzów narodu. Zanosi się na to, że teraz dojdzie do Grillowej Inwazji. Będzie się ona objawiała dymem, śmieciami i rozrzuconymi resztkami jedzenia.
Denerwuje mnie to, że nikt nie myśli o przestrzeni publicznej. W dalszym ciągu, nawet w świadomości mojego pokolenia, pokutuje przekonanie: „jak coś jest wszystkich, to jest nikogo”. Tak nie jest. Chodzić po ulicy i zażywać odpoczynku na terenach rekreacyjnych może każdy. I to należy uszanować, bo nie każdy chce oddychać grillowymi produktami spalania i zostać rozjechanym przez oszalały tabun rowerzystów. Co, w dzisiejszych czasach, może się okazać bardzo trudne.