Kilka tygodni temu skończyliśmy oglądać Altered Carbon. Zadowoleni ze spędzonego weekendu, postanowiliśmy dowiedzieć się, co o serialu pisze się w Internecie. Ku naszemu – mojemu i mojej Żony – zdumieniu okazało się, że Altered Carbon dostaje po cyberpunkowej głowie. Przeciwników, tyle samo co zwolenników. Ciągle mocno trzyma się opinia, że książka jest lepsza. Postanowiłem to sprawdzić i poświęciłem kilka wieczorów na przeczytanie Zmodyfikowanego węgla Richarda Morgana.
Każdy, kto sięgnie po ten tytuł i obejrzy serial, od razu zauważy różnice w narracji. Wyraźnie widać, że produkcja Netfliksa jest inspirowana światem stworzonym przez Richarda Morgna. Bohaterowie zostają zaadaptowani do innego formatu, fabuła również jest inaczej prowadzona. Cieszę się, że w ten sposób postąpiono. Męczą mnie kiepskie adaptacje powieści, których twórcy męczą się ze zmieszczeniem wszystkich wątku, w kilkunastu odcinkach. Potem przychodzi czas na lekturę i okazuje się, że mnóstwo elementów fabuły zostało brutalnie spłyconych. Chciałbym tak powiedzieć o Zmodyfikowanym węglu, niestety moje wrażenia są całkowicie odmienne.
Serial i książka są siebie warte. Jedno i drugie gwarantuje porządku kawałek rozrywki. W obu tekstach fabuła gubi rytm, ale zakończenia nie rozczarowują. Nie mogę powiedzieć, że Richard Morgan stworzył arcydzieło utrzymane w stylistyce cyberpunka. To jest dobra powieść z interesującym światem przedstawionym i całkiem ciekawymi bohaterami. Nic więcej. Pomimo wielkiego wysiłku z mam poważne problemy z dostrzeżeniem głębi, której tak bronią przeciwnicy serialu. Gatunkowo jest to powieść fantastycznonaukowa z mocno podkreślony elementami kryminału czarnego. Nic odkrywczego, dobre, rzemieślnicze wykonanie. Moim zdaniem znacznie lepsze są powieści science fiction Jacka Dukaja lub Janusza A. Zajdla. Zmodyfikowany węgiel wypada przy nich blado jak brudnopis z rozpisaną fabuła. Przy tekście Richarda Morgana bawiłem się dobrze, ale nie będę traktował tej pozycji jako wyznacznika nowoczesnej wizji cyberpunku.
Produkcję Netfliksa odbieram podobnie. Obejrzałem, bawiłem się dobrze, nie będę wracał, bo to nie jest żadne arcydzieło. Uważam, że to, co dało się wyciągnąć z powieści, zostało zawarte w fabule serialu i bardzo dobrze, że narracja została zmodyfikowana. Widać to w przypadku bohatera, którego struktura jest znacznie ciekawsza, niż ta w książce. Nawet świat przedstawiony jest żywszy, ale niektóre wątki całkowicie rozbijają solidny rytm opowieści. Na tę samą przypadłość cierpi literacka wersja. Po porównaniu obu tych tekstów kultury zacząłem się zastanawiać, skąd bierze się taka niechęć do serialu. Myślę, że kluczowym problemem jest tutaj agresywny marketing Netfliksa. Przed premierą Altered Carbon byliśmy atakowani zajawkami, trailerami oraz artykułami utrzymanymi w bałwochwalczym stylu. Internetowi redaktorzy skrzętnie przerabiali informacje prasowe na teksty zapowiadające genialne dzieło, odświeżenie cyberpunka, precyzyjną adaptację klasyki literatury science fiction. Takie odnosiłem wrażenie, a po obejrzeniu serialu i przeczytaniu książki, stwierdzam z całą pewnością, że są to treści rzemieślniczo bardzo dobre, jednak daleko im do jakiejkolwiek wybitności.
Obawiam się, że problem sztucznie zawyżonych oczekiwań będzie przybierał na sile. Plany Netfliksa wskazują na chęć zalania rynku swoimi produkcjami. Pojawią się kolejne teksty, wychwalanie i rozczarowania. Obiecywali złote góry, a dali tylko pagórek za stodołą, na dodatek oskubany przez kozy.