Bywa, że ludzie nie mogą się dogadać. A to jakieś szumy na linii, przerwy w połączeniu albo – co gorsza – źle chodzące zegarki. Ale czasem, po kilkudziesięciu próbach i dzięki nadludzkiej wytrwałości, udaje się porozumieć. Właśnie takie dogadywanie się ostatnio przeżyłem. Wszystko było wbrew nam, ale urządziliśmy sobie wycieczkę rowerową. Tylko warunki uległy zmianie.
Wszystko poszło o godzinę, bo dzień był najmniej istotny. Najpierw mnie wypadł nagły kurs, a zjazd był zablokowany przez koparkę i do miejsca docelowego musiałem jechać inną, znacznie dłuższą drogą. Już się denerwowałem, że mój kolega będzie na mnie wieszał psy i inne zwierzęta, ale okazało się, że on również nie wyjechał. Jemu na drodze stanęły zapięcią. Nie potrafił wrzucić rowerów na dach samochodu. Mistrz wiertarki i wkrętów został pokonany przez plastikowe uchwyty. Na szczęście na ratunek przybyły mu opaski zaciskowe, zwane potocznie „trytykami”. I dzięki „trytykom” w końcu ruszył w moim kierunku. Planowany wyjazd opóźnił nam się o prawie dwie godziny.
Postanowiliśmy, że się nie poddamy. Ostatnio nie ruszył nas deszcz, to i noc nam nie da rady. W końcu jeden rower miał normalne światła, kolega punktowe – mrugająca lampka wskazywała punkt, w którym się znajdował – a ja oświetlałem się drogę własnym blaskiem, czyli jechałem po ciemku. Trasa tradycyjna, w kierunku zamku, nad rzeką i przez ciemny park. Takie budżetowe Blair Witch Project tylko bez wiedźm. Potem wyjazd na drogę, w kierunku stacji benzynowej. Od razu mieliśmy światło, a mnie uderzyło jeszcze coś innego.
Już od ponad dwóch lat nie wędrowałem po mieście nocą. Kiedyś, praktycznie codziennie, jeździłem nocnym autobusem, patrzyłem na zamykane supermarkety, błądzącą młodzież i oświetlony zamek. Tym razem też było ciekawie, ale zamiast podziwiać architekturę skupiliśmy się na piciu herbaty. Szkoda, że kolega przesadził z kwaskiem cytrynowym. Jego mniejsza ilość pozwoliłaby na wyczucie sztucznego smaku podrabianego earl grey’a. A tak przyszło nam się rozkoszować rozpuszczonym kwaskiem cytrynowym w kolorze herbaty.
Na dodatek zostawiłem telefon w domu – ani zdjęć (na których nic nie byłoby widać), ani zapisu na Endomondo. Tragedia nowoczesnego człowieka. Ale pomimo wszystkich przeszkód w naszych głowach zakiełkował pomysł – może wybrać się na dłuższą taką przejażdżkę? Najwyraźniej potrafię wytrzymać w mieście tylko nocą. Może pomagają w tym żółte lampy? A może mnie brak ludzi na chodnikach?
Nie wiem.