Na marginesie „Irlandczyka”

Mam wrażenie, że media za bardzo skoncentrowały się na krytyce filmów superbohaterskich. Tak jakby dotknięcie niezwykle popularnych obrazów, rozjuszyło ich fanów. Moim zdaniem, w wypowiedzi Martina Scorsese jest coś więcej. O makdonaldyzacji kultury mówi się od wielu lat, ale obecnie przekroczyliśmy inny próg.

Irlandczyk. Film Martina Scorsese, od obejrzenia na Netfliksie. Trwa 3 godziny, więc trzeba przygotować się na długi seans. Chciałbym napisać, że jestem zachwycony aktorstwem oraz niezwykle interesująca historią, której głębia odbija się w błyskotliwych dialogach. Chciałbym, ale nie mogę, bo po prostu bym skłamał. Mam problem z Irlandczykiem, obejrzałem go w zeszłym tygodniu, a do dzisiaj nie potrafię jednoznacznie określić, czy jest to wielkie Kino, przez olbrzymie K. Do czego nawiązuję? Do wypowiedzi reżysera Irlandczyka, w której postanowił w mocnych słowach skrytykować filmy superbohaterskie.

Dla Martina Scorsese kino Marvela i pochodne, to forma parków rozrywki, niemająca absolutnie nic wspólnego z filmami narracyjnymi, czyli takimi, które poruszają ważne kwestie i opowiadają istotne historie. Jednocześnie reżyser Irlandczyka doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nowoczesność tworzy ruchome obrazy pod widza, z uwzględnieniem badań rynku, a także upodobań odbiorców. Aż chciałoby się rzecz, że wytwórnie kierują się big data w trakcie kreowania nowych światów! I będzie w tym dużo prawda. Warto pamiętać, że postnowoczesne teksty w dużej mierze opierają się na danych zebranych z różnych miejsc. Począwszy od polubionych postów na Instagramie, przez lokalizację, a skończywszy na historii udostępnień postów na Facebooku. Jeżeli teraz przyjrzycie się Waszej historii, która trafia do Sieci, to szybko zauważycie, że z tym wymiarów można ulepić personę z jasno określonymi zainteresowaniami. W świetle big data wszyscy jesteśmy mniej tajemniczy, niż nam się wydaje.

To nie jest coś, o czym często myślimy, a jednak każdego dnia dzielimy się z Siecią mnóstwem informacji, które, po odpowiednim skorelowaniu, pozwalają biznesowi tworzyć różne produkty. Dlatego uważam, że Martin Scorsese nie tyle skrytykował kino superbohaterskie, ile odniósł się do współczesnej kondycji kultury. W wypowiedzi opublikowanej na łamach internetowe wydania „New York Timesa” reżyser Irlandczyka, zwrócił także uwagę na to, że dla istnienia kina kluczowe są indywidualności. Podkreślił, że nawet w strukturze hollywoodzkich istniało pewne tarcie, dzięki któremu powstało wiele interesujących produkcji. Dzisiaj pierwsze skrzypce gra biznes, co Martin Scorsese, uważa za niebezpieczne.

Mam wrażenie, że media za bardzo skoncentrowały się na krytyce filmów superbohaterskich. Tak jakby dotknięcie niezwykle popularnych obrazów, rozjuszyło ich fanów. Moim zdaniem, w wypowiedzi Martina Scorsese jest coś więcej. O makdonaldyzacji kultury mówi się od wielu lat, ale obecnie przekroczyliśmy inny próg. Pomimo egocentrycznego charakteru postnowoczesenej kultury, za wszelką cenę próbujemy wyrugować indywidualność ze sztuki. Niezależnie od tego, jaką formę weźmiemy. Dominują twory tworzone i szlifowane przez zespoły marketingowców i analityków, tak długo, aż nie zostaną docięte do aktualnych gustów odbiorców. Artystyczne wypowiedzi są dzisiaj niebezpieczne.

To skąd bierze się mój problem z Irlandczykiem? Jest faktycznie indywidualną wypowiedzią artystyczną, jednak mam wrażenie, że zawarte z nim sensy zostały odrobinę za bardzo rozwodnione przez długość filmu. Gdyby był godzinę krótszy, to jestem pewien, że w dalszym ciągu stanowiłby interesującą krytykę kultury opartej na przemocy i milczeniu.