Odkręcony zawór

Na rynku była już karcianka w świecie Magic: The Gathering. Darmowa, pojawiła się we wczesnym dostępie. Z mnóstwem elementów angażujących gracza. Nie zapominajmy także o innych grach tego typu. Jest ich pełno na Steamie. Łączy jest to, że zawsze mają mechaniki wciągające do dalszej gry. Tego w Artifact nie było.

Dwa tytuły nie dają mi ostatnio spokoju. Od razu zaznaczę, że są to gry komputerowe, co ciekawe stworzone przez to samo studio. Artifact oraz Underlords, za obie produkcje odpowiada Valve, na dodatek odnoszą się do tego samego uniwersum. Gracz prowadzi bohaterów z gry DOTA 2. A jednak pomiędzy tymi tytułami jest kilka różnic. Artifact to karcianka, a Underlords to automatyczne szachy. Co ciekawe pierwszy tytuł w zasadzie powstał po to, aby ten drugi się narodził.

Artifact to jedna z najsmutniejszych gamedevowych porażek ostatnich miesięcy. Sama mechanika jest ciekawie zrealizowana. Walka toczy się na trzech planszach, zadaniem gracza jest zniszczenie dwóch wież przeciwnika. W tym celu zagrywa karty reprezentujące bohaterów, umiejętności oraz jednostki. Trzeba brać udział w grze. Obserwować ruchy przeciwnika, reagować na jego zachowania, kontrować wrzucone na planszę karty. Underlords jest mniej angażujące. Wystarczy od czasu do czasu zajrzeć, przelosować bohaterów, sprawdzić, czy pojawiły się jakieś nowe możliwości. Nic więcej. Reszta dzieje się w tle. Minimum uwagi. Zauważyłem, że w Underlords mogę grać nawet w trakcie oglądania filmu i nie tracę nic z narracji. Artifact nigdy mi na to nie pozwała.

A jednak to Underlords zdobyło większą popularność. Wystarczy zwrócić uwagę na prosty fakt – w tę grę można odpalić zarówno na desktopie, jak i na smartfonie. Na dodatek działa tutaj crossplay, co oznacza, że istnieje tylko jedna pula graczy. Artifact tego nie miał. Te elementy były w planach. Zabrakło także nagród za postępy w grze. Underlords jest znacznie lepiej przemyślanie, ponieważ twórcy korzystają z doświadczeń wypracowanych w trakcie pracy nad DOTĄ. Artifact powstał we współpracy z Richardem Garfildem i Skaffem Eliasem, twórcami kultowej karcianki Magic: The Gathering. Trzeba przyznać, że trudno im odmówić doświadczenia. Jednak mam wrażenie, że nie bardzo orientowali się w sytuacji na rynku gier komputerowych. Ich największym przeciwnikiem był i jest Hearthstone. Darmowa produkcja wydana przez Activision-Blizzard, która ustanowiła standardy dla komputerowych gier karcianych. Hearthstone w dalszym ciągu dominuje. Artifact miał być czymś innym, ale nie trafił na dobry moment.

Na rynku była już karcianka w świecie Magic: The Gathering. Darmowa, pojawiła się we wczesnym dostępie. Z mnóstwem elementów angażujących gracza. Nie zapominajmy także o innych grach tego typu. Jest ich pełno na Steamie. Łączy jest to, że zawsze mają mechaniki wciągające do dalszej gry. Tego w Artifact nie było. Na dodatek dochodzi kwestia pieniędzy. Valve otworzyło rynek dla swojej gry, na którym można było kupić dowolną kartę. Tylko dlaczego nie można było się nimi wymieniać? Tak przecież jest w przypadku Magic: The Gathering! Wprowadzenie takiej możliwości znacznie zmieniłoby odbiór całej gry, tak przynajmniej sądzę. Valve nie zdecydowało się na taki krok.

Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że gdy Artifact konał, to w pojawił się pewien mod. DOTA 2 została wzbogacona o modyfikację wprowadzającą automatyczne szachy. Zgadza się, Artifact stał się nawozem, na którym wyrosła popularność tego gatunku. A teraz Valve dostrzegło kolejną okazję. Wszystko wskazuje na to, że tym razem jej nie zmarnują. Underlords wyszło całkiem przyjemne i spotkało z aprobatą społeczności. A Artifact?

Wrócił na deskę kreślarską. W zespole nie ma już twórców Magic: The Gathering. Być może karcianka od Valve powstanie z martwych? Trochę na to liczę. Spędziłem wiele przyjemnych godzin w tej grze.

//Zainteresował Cię ten temat? Jeżeli tak, to koniecznie sprawdź te teksty!