Nie daje mi spokoju jedno stwierdzenie, które przeczytałem w opowiadaniu Stefana Grabińskiego. Dopadło mnie w tekście zatytułowanym W przedziale, gdzie główny bohater – Gdziemba – opiumizuje się ruchem. Właśnie ta opiumizacja szczególnie się do mnie przyczepiła. Czasy się trochę zmieniły i zamieniliśmy ją na uzależnienie się od adrenaliny. I tu i tam narkotyczny trans oraz siły targające ludzkim losem. Ale u Grabińskiego bohaterowie opiumizowali się jeżdżąc koleją.
Czy dzisiaj byłoby to możliwe? Trasę do Krakowa można przebyć w jakieś 2 godziny i nie przypominaj sobie, aby kiedykolwiek wpadł w narkotyczną ekstazę. Obca była mi ona także w trakcie podróży nad morze – jedyne 15 (słownie: piętnaście!) godzin w pociągu. Zarówno mnie i jak i moją Małżonkę raczej miażdżyło zmęczenie, niż podniecał sam fakt podróży. Czasy się zmieniły, kolej najwyraźniej też. Bo ta pokazana przez Grabińskiego jest przestrzenią na poły magiczną. Rządzi nią demon ruchu, siła która popycha ludzi do różnych działań i usuwa granice między przeszłością, przyszłością i teraźniejszością.
A dzisiaj? Demon ruchu bardzo się rozleniwił, myślę, że nawet dał sobie spokój z koleją. Wybrał inne środki transportu, np. motocykle. O! Ich użytkownicy na pewno lepiej opowiedzieliby jak opimizują się ruchem. Pasażerowie kolei częściej będą rozprawiać o różnych poziomach szału, który jest wprost proporcjonalny do wyświetlanego opóźnienia. Być może, demon ruchu, łaskawie spoglądał w kierunku Pendolino.
Ale wszyscy wiemy jak bardzo – przynajmniej do tej pory – nadzieje te okazały się płonne. Na kolei trzeba czekać i wypatrywać światełka pociągu.