Pieśń Wiertła

I tak toczy się ta kulka wzajemnego braku szacunku i konieczności napierdalania w ściany. W święta, urlopy i po 22:00.

Od środy trwa radosne wiercenie! Pewnie ściany prowokowały jednego z moich sąsiadów, pewnie spoglądały krzywym okiem. Możne nawet tapeta się gdzieś odkleiła! Nie pozostało człowiekowi nic innego, jak zacząć remont. A kiedy najlepiej to zrobić? 11 listopada! Tak, w Święto Niepodległości. Bo przecież wszyscy są w domach, a nic nie raduje serca Polaka o stukanie lub uspokajający dźwięk wiertarki udarowej. Zapomniałem sprawdzić, czy to wszystko działo się w rytm Mazurka Dąbrowskiego. Ku pokrzepieniu serc Polaków! Urlopowo-świątecznie-remontowej braci!

Strasznie mnie ta sytuacja rozbawiła. Najpierw był pierwszy lockdown, który będzie mi się kojarzył nie tyle z rolkami papieru toaletowego, ile z kolejkami w marketach budowlanych. Bo skoro siedzimy w domach, a w domu jest zawsze coś do roboty, to dlaczego by nie walnąć sobie pandemicznego remontu? To był idealny moment! Ludzie lądują na pracy zdalnej, w czym może im przeszkadzać wiertarka? Albo wbijanie gwoździ? Wiadomo, że w niczym! Skoro pracują z domu, to co jest za praca?! Łączę się w bólu ze wszystkimi moimi znajomymi, którzy potwierdzili mi, że dotknęło ich szaleństwo pandemicznego remontu.

A potem przyszedł 11 listopada i zamarłem. Niby znowu pełzający lockdown, niby wolne, ale żeby tam z grubej rury? Wiertarką w ścianę w Święto Niepodległości? O mój rozmarynie na młotek, gwoździe i panele?

Już zostawmy kwestię czerwonej kartki, bo można mieć na to wywalone. Nurtuje mnie inny problem. Dlaczego ktoś zaczyna nawalanie, mając świadomość tego, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że wszyscy sąsiedzi są w domach? Czasem myślę, że to dla szpanu. Żeby inni wiedzieli, że człowieka stać. Na remont, na zmianę w mieszkaniu, że dostał urlop, który spędzi w tradycyjny polski sposób, czyli pracując. I tu przechodzimy do kolejnego problemu. Zastanawiającego braku umiejętności odpoczywania. Jak wolne od pracy, to robota w domu. Naturalne, też tak byłem wychowywany, nawet kilka razy postąpiłem zgodnie ze wdrukowanym mi schematem. Ale potem rozwaliłem sobie plecy i po podliczeniu kosztów leczenia okazało się, że remont zrobiony własnymi rękoma wcale nie był tańszy. Rozumiem, że są osoby, które to lubią i nie mam z tym problemu.

Jak was to relaksuje, to miłego mieszania zaprawy. Chciałem tylko przypomnieć, że wcale nie trzeba być ciągle zmęczonym i koniecznie spędzać urlopów na kładzeniu płytek. A już na pewno nie należy zapraszać do wspólnego odsłuchu wiertarki udarowej, sąsiadów.

Trochę mnie przeraża to blokowe struggle porn. Dyskusje o tym jak to ciężko, jak to człowiek jest zmęczony, że ani chwili odpoczynku. Bo najpierw robota, a potem koniecznie trzeba zrobić remont. Czas przyszedł na napieprzanie młotkiem. Tak jakby właśnie dzięki notorycznemu wyczerpaniu zdobywało się szacunek Polaków. Jak ktoś wypoczął, to pewnie bumelant! Nic nie robi w domu! A w pracy to już wiadomo, klikanie w komputer, co to za praca przed ekranem…

I tak toczy się ta kulka wzajemnego braku szacunku i konieczności napierdalania w ściany. W święta, urlopy i po 22:00.