Wczorajszy dzień zaczął się nieszczególnie. Zmuszony przez obowiązki kończyłem opracowywać kolejne artykuły, z których będę korzystał w trakcie pisania dysertacji. Nastrój poprawił mi wywiad z rzecznikiem praw obywatelskich. Pani profesor Irena Lipowicz podjęła kwestię dostępu do brutalnych gier. W Polsce mamy z tym bardzo poważny problem.
Możemy mówić, że legitymowanie kupujących nic nie da, bo jak dziecko będzie chciało pograć w GTA, to sobie ściągnie albo będzie rozjeżdżać przechodniów u kolegi. Możemy twierdzić, że ograniczenia spowolnią sprzedaż gier i doprowadzą do bankructwa niektórych twórców. Możemy dowodzić, że gracze doskonale rozumieją granicę między fikcją, a rzeczywistością i nie w głowach im zabijanie przypadkowych ludzi. Możemy przytoczyć najróżniejsze argumenty na ten temat, nawet te najbardziej dziwne, ale nie możemy zignorować prostego faktu – gry komputerowe postrzega się jako brutalne i premiera kolejnej części GTA rozpoczyna dyskusję na temat tego, w jaki sposób chronić młodych odbiorców.
Tylko jak to zrobić? Kupno gry możliwe dopiero po wcześniejszym wylegitymowaniu się? Kary grzywny dla sprzedawców? Nie w tym kraju. Wszystkie regulacje powinniśmy dostosować do kontekstu kulturowego, a każdy Polak doskonale wie, że przepisy są po to, aby je łamać. Moim zdaniem potrzebujemy więcej sensownej edukacji dotyczącej gier komputerowych. Pokazania, że gry to nie tylko Hatred oraz GTA, ale także skomplikowane strategie takie jak seria Civilization. Rodzice muszą nabyć świadomości na temat tego, jaką grę kupują i czym będzie zajmowało się ich dziecko. Nie sądzę, aby zaostrzenie regulacji prawnych pomogło. Polacy, przynajmniej w większości, będą je ignorować.
Zastanawia mnie w jaki sposób należałoby przeszkolić sprzedawców, aby dostrzegli w grach takie samo niebezpieczeństwo jak w alkoholu lub papierosach. Wystarczy włączyć telewizor, aby zobaczyć, że same bajki są pełne przemocy, co prawda jest ona poddana pewnej estetyzacji, ale w dalszym ciągu są to zachowania brutalne. A Internet? Niewielu znam rodziców, którzy kontrolują to, co ich dziecko robi w cyberprzestrzeni, nie wiedzą nawet, że istnieją specjalne programy, które mogą w tym pomóc.
Przyznam szczerze, że mam powyżej uszu ciągłego straszeniearodziców brutalnymi grami, które powodują uszczerbek na zdrowi psychicznym. Żyjemy w kraju, który nie jest w stanie stworzyć sensownego modelu edukacji seksualnej. W takim razie jak niby nasz szanowny Rząd i Zatroskani Obywatele mają sobie poradzić z problemem przemocy w grach. Pewnie będą brnąć w regulacje, zapominając przy tym o edukacji. A budowanie społecznej świadomości na temat konkretnych tekstów kultury i ich zawartości jest znacznie cenniejsze od straszenia grzywnami.
PS
Coś mi się przypomniało. Na pierwszym roku studiów magisterskich (dawniej czwartym rok studiów) prowadziłem zajęcia z kultury masowej i popularnej. Jednym z tematów były pojęcia seksualności, pornografii i erotyki. Dla wielu studentów był to pierwszy raz, gdy ktoś rozmawiał z nimi na „te” tematy w placówce edukacyjnej. Przerażające, prawda?
You must be logged in to post a comment.