Rozmówki kuchenne (II)

Inaczej zapamiętałem tę serię. Wydawało się, że sterowanie postaciami, wydawanie rozkazów oraz planowanie kolejnych kroków było wykonane całkiem nieźle. Dokopałem się do serii Commandos na GoGu i okazało się, że wcale nie jest, aż tak źle.

Czytając informacje na temat remake’u Final Fantasy VII, zawsze zastanawiam się nad tym, czy takie odświeżanie gier ma sens. Od dawna jestem wrogiem odgrzewania kotletów i podawania ich z nowymi surówkami. Remake’i nigdy do mnie specjalnie nie przemawiały. Raczej widziałem w nich formę zarabania na nostalgii i nic więcej. Szczególnie w przypadku, gdy twórcy odświeżali tekstury, a następnie wystawiali grę jako oddzielny produkt. Dla mnie było to – delikatnie mówiąc – nieuczciwe postępowanie.

Ostatnio ponowie zacząłem maglować temat remake’ów w głowie. Szczególnie za sprawą pewnej firmowej rozmowy. Wspominaliśmy serię gier Commandos. Zadaniem odbiorcy było prowadzenie zespołu komandosów i wykonywanie różnych misji. W podobym tonie utrzymana została produkcja Desperados. Swoją drogą był to kawał świetnej gry! W ostatnich latach pojawił się tytuł Shadow Tacticts: Blades of the Shogun swoim wykonaniem nawiązując do poprzednich produkcji. Wszystkie wymienione przeze mnie gry cechowało skupienie na taktyce, na poszukiwaniu najbardziej optymalnej ścieżki prowadzącej do wyznaczonego celu. Kluczowe jest tutaj sterowanie postaciami. W trakcie firmowej rozmowy padło stwierdzenie, że w przypadku Commandos trudno mówić o intuicyjności. To mnie uderzyło.

Inaczej zapamiętałem tę serię. Wydawało się, że sterowanie postaciami, wydawanie rozkazów oraz planowanie kolejnych kroków było wykonane całkiem nieźle. Dokopałem się do serii Commandos na GoGu i okazało się, że wcale nie jest, aż tak źle. Przyznaję, że zastosowane rozwiązania mocno odstają od nowoczesnego postrzegania interfejsu i zarządzania jednostkami w grach. Jednak nie nazwałbym tej serii niegrywalną. Zawsze była trudna, skomplikowana oraz pełna wyzwań dla graczy. Od odbiorcy wymagała nie tylko logicznego myślenia, ale także doskonałego wyczucia czasu oraz cierpliwości. Poziomy można ukończyć na wiele różnych sposobów, nie ma jednego słusznego rozwiązania. Na tym właśnie polegała siła serii Commandos! Zmuszała do myślenia, zastanawiania się nad kolejnym krokiem oraz wyrabiała w człowieku odruch częstego zapisywania postępów.

Nie sądzę, aby Commandos źle się zestarzało. To nasze przyzwyczajenia i oczekiwania wobec gier się zmieniły. Z trudem wyobrażam sobie sukces takiego tytułu na współczesnym rynku. Większą popularnością cieszą się produkcje prostsze, wymagające mniej czasu i zaangażowania. Na rynku dużym zainteresowaniem cieszą się tytuły casual oraz hypercasual. Szczególnie w przypadku sektora mobilnego, który w końcu wpływa na nawyki wszystkich graczy. Trudne, skomplikowane i wymagające sporych pokładów cierpliwości tytuły nie cieszą się specjalną popularnością. Są niszowe. Moim zdaniem niezła rozpoznawalność Shadow Tactics wynika z tego, że produkcja trafiła do miłośników i fanów serii Commandos oraz Desperados. Chcieli zagrać w kolejną iterację znanej im mechaniki, z radością przyjęli kilka zmian, które nie zaburzyły cennego dla nich fundamentu rozgrywki. To pokazuje, że gry nienawiązujące do znanych i rozpoznawalnych marek warto robić, że to jest ciekawsze, niż zaserowanie odgrzewanego kotleta.