Sklepowe taranowanie

W tym roku ostatnie dni przez świętami jakoś szczególnie dały mi w kość. Może z wiekiem robię się mniej cierpliwy, a może mam po prostu dość ludzkiej głupoty, która ostatnio przekracza ustanowione wcześniej granice. To jest efekt kiepskiej edukacji społeczeństwa.

Wigilia już wkrótce, więc powoli będę kończył z cyklem przedświątecznych irytacji. Została do omówienia jedna rzecz, która wydarzyła się w sobotę. Ja i moja Żona popełniliśmy poważny błąd. Pewną sprawę zostawiliśmy na ostatnią chwilę. Na swoje usprawiedliwienie mamy jedynie to, że pomyśleliśmy o tym dopiero na kilka dni przed Wigilią. Pewnie myślicie, że zapomnieliśmy kupić prezentów. Nie. Strzelajcie dalej. Choinka? Skąd, grzecznie rozłożona. To pewnie karp, krzykniecie chórem! Już kupiony. Rozczarowani? Przykro mi.

Nasz pies boi się wystrzałów. Nie należymy do ludzi wypisujących w Internecie głupoty w stylu „zwierzęta są niżej w łańcuchu pokarmowym, więc mają się dostawać”, do grona skończonych kretynów wstawiających memy z owczarkiem niemieckim i yorkiem oraz niezwykle zabawnym podpisem o wojnie, huku karabinów oraz petard, też się nie zaliczamy. Nie przepraszam za ostre słowa. Zmęczyły mnie popisy głupoty w Sieci, nie podważam niczyjego prawda do własnego zdania. Po prostu trzeba liczyć się z tym, że po jego wypowiedzeniu można otrzymać łatkę skończonego idioty, który kompletnie nie rozumie, o co chodzi z rezygnacją z pokazów fajerwerków w miastach. Na (nie)szczęście stoi u progu wymierania gatunku ludzkie, bo może i jesteśmy dominującym zwierzęciem, ale to nie oznacza, że nie imają się nas reguły dotyczące życia i śmierci. Dobra, dość o tym. Miało być o jednej sprawie, a przyplątała się kolejna. Od Wigilii zmniejszam konsumpcję treści w mediach społecznościowych. Ludzie nieustannie mnie rozczarowują, najczęściej za sprawą godnych zapisania popisów głupoty.

Koniec ten przydługiej, nieco agresywnej, dygresji. Nasza bestia boi się wystrzałów, ale w tym roku postanowiliśmy zasięgnąć pomocy weterynarza. To jest ta sprawa, którą zostawiliśmy na ostatnią chwilę. Pojechaliśmy, załatwiliśmy, a potem stwierdziliśmy, że wyskoczymy na szybkie sobotnie zakupy. To był błąd. Szaleństwo przedświąteczne już trwało. Opętani tą przypadłością już szturmowali sklep, ale prawda jest taka, że po parkingach ich poznacie. Samochody zajmujące dwa miasta, groźne spojrzenia innych kierowców, podjeżdżanie pod samo wejście sklepu. A w środku? Gorzej. Gwałtowne rzucanie się na półki. Rozjeżdżanie innych wózkami, tak jakby to była jakaś konkurencja. Pewnie klienci czekali na wyniki. Rozlega się dźwięk zapowiadający informację w sklepie i podają słowa: „Gratulujemy panu z w niebieskiej kurtce! W ciągu ostatnich 10 minut uderzył pan wózkiem 12 osób. Piękny wynik! Na drugim miejscu jest pani, która przesunęła wózek innego klienta na środek przejścia tylko po to, aby wziąć mleko! Zapraszamy po odbiór cyfrowego zapisu tego spektakularność popisu chamstwa przy kasie. Będzie czym pochwalić się przy świątecznym stole!”. Tak to sobie wyobrażam.

W tym roku ostatnie dni przez świętami jakoś szczególnie dały mi w kość. Może z wiekiem robię się mniej cierpliwy, a może mam po prostu dość ludzkiej głupoty, która ostatnio przekracza ustanowione wcześniej granice. To jest efekt kiepskiej edukacji społeczeństwa. Nauczyciele są zapracowaniu, zajęci wypełnianiem tabelek, w domach królują tablety i nawyki ściągnięte z YouTube’a. Jak mam być normalnie w świecie poukładanym przez wirtualne przestrzenie pozbawione jakichkolwiek reguł?