Skontaktowani ze sobą

Nazwijcie mnie foliarzem, opętanym szurem, który wszędzie widzi spiski. A gdy to już zrobicie, to odpowiedzcie sobie na następujące pytanie - czy ufacie ludziom, którzy chcą, aby wasze dane osobowe zostały spakowane w zwykły plik tekstowy i pozbawione hasła? Ja niespecjalnie.

Czy ostatnio obiła się Wam o uszy fraza contact tracing? Nie? A powinna! Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy uwielbiają obcobrzmiące zwroty, wielu reaguje na nie wręcz alergiczne. Dlatego chciałbym najpierw odczarować tę frazę. Contact tracing to nic innego, jak śledzenie kontaktów. Obecnie jest praktykowane w trakcie trwającej pandemii, ale nie zostało wymyślone w ostatnich miesiącach. To element weryfikowania i lokalizowania ognisk zakażeń, najróżniejszych. Jeśli w trakcie sezonu grypy, leżąc z gorączką w łóżku, zastanawialiście się, od kogo przywlekliście tę paskudną infekcję, to właśnie uprawialiście contact tracing. Nowoczesność pozwala na bardzo szybkie i całkiem dokładne śledzenie kontaktów.

Za sprawą gadżetu, który każdy nas nosi w kieszeni. Smartfon to doskonałe urządzenie do tworzenia grafu znajomości oraz powiązań. Na temat każdego z nas dużo mówią wysłane wiadomości na dowolnym komunikatorze, polubione profile na Instagramie, strony na Facebooku, a nawet skrzynka odbiorcza poczty elektronicznej. Dołóżcie do tego możliwość budowania bazy na podstawie Waszych codziennych spotkań i kontaktów. Jest to trochę przerażające, prawda? Dlatego trudno dziwić się aferze, która wybuchła wokół kontrowersji dotyczących aplikacji ProteGO safe. Zachęcam do przeczytania wywiadu z Jarkiem Potiukiem, który przeprowadził Artur Kurasiński. Dowiecie się o wielu nieścisłościach dotyczących polskiej aplikacji do contact tracingu. Ja wspomnę tylko o kilku, które najmocniej mnie uderzyły i pokazały, że w naszym pięknych, acz nieszczęśliwym kraju, jeszcze długo nikt nie będzie ufał władzy.

W wywiadzie, a także w dyskusji na Gicie (tu i tu), Jarek Potiuk, a także inni programiści, wielokrotnie podkreślali to, że działanie aplikacji ma niewiele wspólnego z ochroną prywatności. Kod źródłowy jest dostępny, ale dotyczy tylko klienta, czyli aplikacji instalowanej na telefonie. Zebrane informacje wysyłane są na serwer rządowy, na którym dzieje się magia. Do tego kodu nikt nie ma dostępu. To budzi wątpliwości! Co jeżeli informacjami o zarażeniu można manipulować i oznaczać niewygodne dla rządu osoby? Myślicie, że to nierealny scenariusz? Nie sądzę. Korzystanie z aplikacji ma być dobrowolne, jednak ministerstwa podejmują dziwne kroki, aby ją upowszechnić. Na przykład? Dając możliwość wpuszczenia 10% więcej osób na teren galerii handlowej. Oczywiście, jeśli korzystają z aplikacji ProteGO safe. A teraz coś zabawnego! Ta informacja, opatrzona dopiskiem o branżowych konsultacjach, zniknęła ze strony ministerstwa! Na szczęście jest WayBackMachine i dalej można ją wygrzebać. Pomyślcie, jak można to rozszerzyć! Dodatkowe miejsca w autobusach! Zniżki na bilety w kinie! Niby wszystko dobrowolne, ale podział na tych zaakceptowanych przez aplikację i tych poza nią, jest oczywisty.

Ciekawe jak często Ministerstwo Cyfryzacje zmienia zdanie?

Sytuacja jest kuriozalna i jestem przekonany, że nie każdy chce, aby na rządowych serwerach znalazły się informacje o tym, z kim waliło się wódę pod blokiem w ostatni weekend. Lub o Tinderowych szaleństwach ludzi w związkach. Myślicie, że nie macie tajemnic? Że jesteście uczciwi i mogą was kontrolować, ile chcą? Nie myślcie tak, to głupie. Wiele rzeczy, nawet najbardziej niepozornych, można wykorzystać w celu zniszczenia reputacji. Wystarczy odpowiednio manipulować informacją, sprostowań i tak nikt nie czyta. Właśnie dlatego takie inicjatywy jak rządowa aplikacja ProteGO safe są niebezpieczne. Apple i Google pracują nad podobnym rozwiązaniem i wcale nie dziwię się temu, że ludzie bardziej ufają korporacjom, niż wybranym w wolnych wyborach przedstawicielom. W przypadku wielkich koncernów czują i wiedzą, że ich celem jest głównie zysk, pomnażanie dochodów. Dla rządów liczy się przede wszystkim kontrola, a tę mogą dać aplikacje takie jak ProteGO safe.

Nazwijcie mnie foliarzem, opętanym szurem, który wszędzie widzi spiski. A gdy to już zrobicie, to odpowiedzcie sobie na następujące pytanie – czy ufacie ludziom, którzy chcą, aby wasze dane osobowe zostały spakowane w zwykły plik tekstowy i pozbawione hasła? Ja niespecjalnie.