Nie jestem osobą nastawioną szczególnie optymistycznie do wszelkiego rodzaju nowych technologii. Od ponad pół roku uczę się funkcjonować bez telefonu – wychodzę na spacery z psem, unikam ciągłego sprawdzania powiadomień w pracy i w domu. Udało mi się osiągnąć pewien sukces! Ostatnio zapomniałem telefonu i nie wpadłem w panikę. Fakt ten odnotowałem, dopiero gdy wszedłem do biura i zacząłem porządkować biurko. Sam sobie udowodniłem, że można wytrzymać kilka godzin bez ciągłego wpatrywania się w ekran i wcale nie trzeba być ciągle online. Można się, od czasu do czasu, wyłączyć.
Cały czas zastanawiam się nad zjawiskiem społecznej izolacji, do którego prowadzi ciągłe bycie online oraz wszechobecność smartfonów. W ciekawy sposób problem ten został przedstawiony w krótkim tekście Stop Saying Technology is Causing Social Isolation Héctora L. Carrala. Autor uważa, że przesadzamy, nowe technologie prowadzą do rozwoju znajomości, rozbudowania komunikacji i na pewno nie są, aż tak złe, jak stereotypowo sądzimy. Na swoim przykładzie udowadnia, że Sieć pomaga mu wyrażać własne zdanie, że to w Internecie kwitną społeczności, a narzekanie na współczesność powinno stać się domeną zgrzybiałych starców, którzy powinni powoli się pakować do grobu. Zgadzam się z jednym twierdzeniem autora – mamy tendencję do mitologizowania przeszłości, ale w każdej kropli nostalgii jest słuszna tęsknota za czymś, czego obecnie nam brakuje.
Elementem, który wciąż pomijamy, jest bezpośredniość. Zauważyłem to w trakcie dyskusji ze studentami o grach komputerowych, temat pojawił się w trakcie rozważań o esporcie. Potem kwestię bezpośredniości poruszyłem w podcaście o grach planszowych, którego gościem był Krzysztof Zięba. Poważnym błędem jest sprowadzenie komunikacji wyłącznie do formy tekstu lub znaku, a taki sposób przekazywania informacji dominuje w Internecie. Nie przez przypadek najpopularniejszą aplikacją jest Messenger od Facebooka, za pomocą którego prowadzimy rozmowy. Co tam wysyłamy? Zdjęcia, tekst, obrazki określające nasz nastrój. Komunikujemy się, ale jest to zupełnie coś innego, niż rozmowa twarzą w twarz. Mam wrażenie, że zapomnieliśmy o jednej bardzo istotnej sprawie – każde spotkanie drugiego człowieka, to tysiące informacji, które ciągle analizujemy. Nie przez przypadek mówi o mowie ciała, o komunikacji niewerbalnej. Tego wszystkiego nam brakuje w wysłaniu sobie wiadomości. Kolejną sprawą jest łatwość w zakończeniu rozmowy.
Niektóre wątki ignorujemy. Czasem czekamy kilka godzin, aby komuś odpowiedzieć, mimo że już przeczytaliśmy wiadomość. Wszyscy tak robimy i uważamy, że jest to zupełnie naturalna sprawa. W bezpośredniej komunikacji zadajemy pytanie i oczekujemy odpowiedzi, źle znosimy, gdy jesteśmy ignorowani. Rozmowę twarzą w twarz znacznie trudniej przerwać. Jej zakończenie musi z czegoś wynikać, ponieważ nikt nie chce zostać uznany za gbura, chama lub parweniusza. Bezpośrednie przekazywanie komunikatów jest o wiele bardziej męczące więc, zamiast zastawiać się nad problemem społecznej izolacji, może warto przemyśleć kwestię spłycenia rozmów? Pokolenia wychowane na komunikatorach wszelkiej maści zaczną przenosić swoje nawyki do codzienności, a więc tworzone przez nich komunikaty będą krótkie i często przerywane. Zabraknie miejsca na zrozumienie siebie nawzajem, znacznie ważniejsze stanie się przekazanie określonej informacji, często pozbawionej jednoznacznej formy.
Ostatnie zdania poprzedniego akapitu napisałem w czasie przyszłym, a to przecież jest teraźniejszość. Wyrugowaliśmy sztukę rozmowy, zastąpiliśmy ją ciągłym komunikowaniem się. Izolacja społeczna nie jest najważniejszym problemem, znacznie bardziej palącą kwestią jest brak umiejętności porozumienia się. Nawyki z komunikatorów nie tworzą przestrzeni dla dyskusji, ale przestrzeń dla informacji – to zdecydowanie za mało.