Lubię wszelkiego rodzaju dyskusje na temat kultury. Szczególnie, gdy dotyczą one kultury współczesnej, całkowicie opanowanej przez cyfrowe nośniki oraz media. Swoją cegiełkę postanowił dorzucić Maciej Nowak – krytyk kulinarny i teatralny, odbiorcom bardziej znany z „Top Chefa”, niż z tekstów. Dyskusja miała miejsce pod koniec października i zapoczątkował ją felieton Transmisji spektaklu w kinie mówię „nie” autorstwa Macieja Nowaka. I na człowieka posypały się gromy – a to, że nie cierpi masowego dostępu do kultury, a to, że snob, a tak w ogóle to ebooki nie pachną i cyfrowa dystrybucja nie ma sensu. Minął miesiąc i postanowiłem, że przyjrzę się tej sprawie z perspektywy czasu.
Znamienny dla myślenia o kulturze, które praktykuje Maciej Nowak jest następujący fragment felietonu:
Daliśmy sobie wmówić, że galerie nie służą prezentacji dzieł sztuki, lecz – sprzedaży gaci i szmat. Kina zamieniliśmy na blaszaki wypełnione smrodem popcornu. Przystaliśmy, że książki sprzedaje się w supermarketach, wysypywane do pojemników niczym buraki i cebule. Oddaliśmy gazety reklamodawcom i mediaplanerom, a telewizje – w ręce właścicieli sprawdzonych formatów. Przyjęliśmy dyktat praw autorskich, które są wyrazem korporacyjnej chciwości. Zgodziliśmy się na wiele rozwiązań, których jedynym celem jest nabijanie kabzy facetom, z którymi nie chciałbym razem nawet oddawać moczu w tym samym śmierdzącym pisuarze. Teraz pojawia się krok następny w optymalizacji kosztów i uelastycznianiu warunków prezentacji: przeistoczenie spektaklu teatralnego w transmisję w wielosalowej kinowej budzie. I to mnie już przestaje interesować. Przestaje bawić i zobowiązywać do przestrzegania zasad grzeczności. No fucking way! No pasaran! I jeszcze stalinowskie: Niet!
Czytałem komentarze i artykuły polemiczne. I za nic w świecie nie widzę tutaj krytyki współczesnej kultury i nieelitarnego dostępu do niej. Autor felietonu, kilka akapitów wcześniej, chwali osiągnięcia Tarantino i stwierdza, że dużo emocji dostarcza mu oglądanie kolejnych ruchów noża Hannibala Lectera. Przecież obaj – ten prawdziwy Tarantino oraz fikcyjny ludojad – stanowią symbole współczesnej kultury masowej i popularnej. Pierwszy naśmiewa się z jej schematów (wystarczy wspomnieć o kultowym Pulp Fiction), a drugi we wspaniały sposób personifikuje współczesny strach przed byciem pożartym (zresztą podobnie jak zombie, ale jednak Lecter ma więcej klasy). Dlatego apeluję o spokój, który pewnie dawno już nastąpił, bo dynamizm współczesnej kultury nie pozwala na zajmowanie się jej aspektami dłużej, niż przez kilka dni. I myślę, że właśnie brak skupienia i perspektywy miał na myśli Maciej Nowak.

Krytykujmy kulturę!
Temat dotyczący krytyki kultury masowej i popularnej jest bardzo szeroki. Ważne jest tam pojęcie arystokratycznej krytyki kultury masowej, które oznacza deprecjonowanie treści za ich nie przynależność do kultury wysokiej. Czegoś takiego nigdy nie powinno się robić, bo to prowadzi do wstrętnego wartościowania tekstów. A – moim zdaniem – podział na kulturę wysoką i niska albo wysoką, popularną i masową ma wymiar porządkujący i akademicki. Pozwala nam na bezpieczne poruszanie się po oceanie tekstów, ponieważ w pewien sposób konstytuuje nasze oczekiwania wobec określonego dzieła. Badaczom pozwala na segregowanie dzieł i pokazywanie w jaki sposób poszczególne tropy wędrują w kulturze. Wystarczy spojrzeć na wampira, którego postrzeganie, od czasów powieści Brama Stokera, bardzo się zmieniło. Maciej Nowak myśli i pisze z perspektywy osoby, która inaczej postrzega kulturę. Bardziej pragnie powrotu do jej rytualizacji, niż elitarności.
Współczesność wyprała nas z rytuałów. Pojawiają się głosy mówiące o tym, że właśnie to jest przyczyną kryzysu tożsamości, ale kwestia ta jest dyskusyjna. Maciej Nowak, nie chcąc uczestniczyć w transmisji spektaklu, oburza się nie na medium, ale na sposób odbioru. Zamiana miejsca – z teatru na kino – wymusza inny sposób wchłaniania sensów. Wyprawa do przybytku Melpomeny wymaga odpowiedniego ubioru oraz znajomości zasad postępowania. Można nawet pokusić się o pewną kontestację – przyjść na premierę w swetrze i sportowym obuwiu zamiast w garniturze. Na pewno zostanie to zauważone i skomentowane w kuluarach. Nawet samo wyjście z trwającego spektaklu jest inaczej postrzegane, niż opuszczenie sali kinowej. W teatrze osoba przebywa pod stałą obserwacją widzów oraz kultury. Spektakl jest formą rytuału, w którym udział biorą jednostka, aktorzy oraz publiczność. Obserwowanie gry, niemożność jej komentowania (zdarzają się przełamania tego elementu i wywołują reakcję widowni) w trakcie trwania spektaklu, a potem powrót z teatru – to uczestnictwo w zbiorowym rytualne. Wątpię, aby coś takiego można było osiągnąć w trakcie transmisji spektaklu. Zmienia się zarówno forma całego przedstawienia, jak i miejsce, a co za tym idzie pojawia się inny model zachowania. Poza tym to jak ogląda się daną sztukę ma znaczenie. „Ekranizacja” Korzeńca nie dostarcza nawet połowy tych emocji, których można było doświadczyć w trakcie oglądania spektaklu zrealizowanego przez Remigiusza Brzyka i wystawionego w Teatrze Zagłębia. Wszystkich oburzających się muszę zmartwić – podobnie jak Maciej Nowak wybieram deski, a rezygnuję z ekranu.
Jednocześnie nie mam nic przeciwko sprzedawaniu książek w wielkich koszach w supermarketach. Sam trafiłem w ten sposób na kilka interesujących okazji. O naszych kompetencjach kulturowych świadczy przede wszystkim to, co robimy z tekstem, a nie gdzie go nabywamy. Cyfrowa książka/film/muzyka dają mi dokładnie tyle samo emocji, co ich wersje bardziej „analogowe”. Treści tam zawarte ciągle mnie inspirują, ale mam swoje nawyki dotyczące odbioru – zapewne jak wiele innych osób. Film miło jest obejrzeć w kinie, są płyty, których świetnie słucha się na spacerze z psem, ale są też takie, które wymagają głośników i siedzenia metr od źródła dźwięku. Podobnie z książkami. Cześć można czytać w pociągu, ale niektóre pozycje lepiej rozłożyć na stole i dopiero wtedy oddać się lekturze. Akceptuję przemysł kulturalny. Pozawala nam on cieszyć się mnóstwem treści i daje olbrzymie możliwości wyboru.
Na przytoczony na początku cytat należy spojrzeć pod kątem rytualizacji oraz nawyków odbioru. W takim ujęciu felieton staje się tekstem krytykującym – przede wszystkim! – sposoby zarządzania treścią, jakie istnieją we współczesnym przemyśle kulturowym. Maciej Nowak, wspominając o marketerach, mówi, że to przemysł rządzi odbiorcami, a nie na odwrót. Przyznam szczerze, że trudno mi zająć jednoznacznie stanowisko. Jeszcze kilka miesięcy temu powiedziałbym, że to odbiorcy mają władzę i swoimi wyborami są w stanie wpłynąć na zmiany w przemyśle kulturowym. Kilka dyskusji z moim studentami pokazało mi, że moja postawa była bardzo idealistyczna i wymaga przepracowania. Na chwilę obecną nie wiem jak jest. Muszę to przemyśleć. A na to będę potrzebował trochę czasu.
Dyskusja, która pojawiła się wokół tekstu Macieja Nowaka obfitowała w różne teksty. Wiele z nich było pisane w sposób bardzo emocjonalny i często niepotrzebnie zarzucano autorowi elitarności. Moim zdaniem najciekawszy był felieton Joanny Tracewicz w sPlay. Autorka wskazała tam na pewien bardzo ważny element dla współczesnej kultury.
Życie z serkiem homogenizowanym
Mam na myśli zjawisko homogenizacji, o którym Joanna Tracewicz pisze:
Homogenizacja kultury cały czas się dzieje i wciąż postępuje. I choć prowadzi ona do wyrównania poziomu, który odpowiadał będzie w konsekwencji szarej, niczym nie wyróżniającej się masie, mającej zbieżny gust, jest w niej też coś dobrego. Homogenizacja sprawia, że kultura staje się dostępna dla każdego i żeby chodzić do teatru nie trzeba być snobem. Można chodzić do teatru, do kina. I to też jest dobre, bo nowy wymiar kultury to rozrywka.
W tym krótkim cytacie pojawiają się dwa elementy, którymi chciałbym się zająć. Zacznijmy od tego, że autorka postrzega zjawisko homogenizacji dokładnie w takim sam sposób jak robi to Antonia Kłoskowska w książce Kultura masowa, ale redaktor prowadząca sPlay koncentruje się tylko na jednym wymiarze tego zjawiska. Stefan Żółkiewski, w artykule Ukryte założenia i jawne interpretacje kultury masowej, pisze, za Antoniną Kłoskowską, o trzech rodzajach homogenizacji: upraszczającej, immanentnej i następującej przez zestawienie. Przytacza ich definicje:
W pierwszym wypadku elementy wyższego typu kultury są poddawane przeróbkom, które mają je uprzystępnić; w drugim wypadku włączamy do dzieła kultury wysokiej elementy zdolne przyciągnąć masowego odbiorcę. W trzecim wypadku nienaruszone elementy kultury wysokiej przenosimy do środków masowej komunikacji.
Maciej Nowak skupił się przede wszystkim na trzecim rodzaju, ponieważ teatr został wtłoczony w medium masowe, jakim jest kino. Ale w takim razie co z Teatrem Telewizji? Tutaj trzeba pamiętać, że spektakle są specjalnie interpretowane pod medium, w którym mają się pojawić, więc sposób ich prezentacji, a co za tym idzie odbiór, będzie odmienny od tego, którego odbiorca doświadczy obserwując aktorów na scenie. Wybór jest kwestią indywidualną. Tutaj też zachodzi homogenizacja, ale drugiego typu. Dzieło kultury wysokiej jest tak przetwarzana, aby przyciągnąć jak największą ilość odbiorców. Nie prowadzi to jednak do tematycznego uproszczenia. Czechowa zaprezentowany w Teatrze Telewizji i w Teatrze Śląskim będzie poruszał dokładnie te same egzystencjalne problemy. Zmianie ulega wyłącznie konstrukcja przedstawienia.
Drugim elementem, który mnie zainteresował w tekście Joanny Tracewicz jest stwierdzenie o rozrywce jako nowym wymiarze kultury. Nie zgadzam się z tym. Element ten istniał zawsze. Wystarczy pomyśleć o różnych grach, które były sposobem na interesujące spędzenie czasu. Tym nowym wymiarem jest wszechobecna przyjemność. Konsumując tekst mamy czuć się dobrze. Moim zdaniem jest to największe zagrożenie współczesnej kultury. Życie w ciągłym stanie euforii staje się bardzo monotonne. Myślę, że warto czasem oddać się melancholii i porozmyślać nad sensem świata, a nie tylko bawić się i bawić.
Refleksja też jest fajna. A dyskusja, którą zainicjował tekst Macieja Nowaka udowodniła mi, że nie tylko ja tak myślę.
//Teksty, z których korzystałem w trakcie pisania artykułu
- J. Tracewicz, Cyfrowa rozrywka może być gorsza, bo… nie pachnie, SpidersWeb.
- M. Nowak, Transmisji teatru w kinie mówię „nie”, Gazeta Wyborcza.
- S. Żółkiewski, Ukryte założenia i jawne interpretacje kultury masowej [w:] Nowe media w komunikacji społecznej w XX wieku, pod red. M. Hopfinger, Warszawa 2002.
You must be logged in to post a comment.