Straszne klauny

Idąc na nowe To, nie oczekiwałem dialogu z legendarnym filmem. Na filmie chciałem się dobrze bawić, gdzieś zaginęła we mnie potrzeba zestawiania nowych interpretacji, z tymi już uznanymi. Stare To oglądałem w wieku, w którym nie powinienem i pamiętam, że trudno było mi zapomnieć o tym niepokojącym klaunie. Dzisiaj horrory mogę oglądać, ograniczenia wiekowe przestały być przeszkodą. Jednocześnie wiem, że zmieniło się moje poczucie estetyki. W końcu z wielką niecierpliwością czekam na kolejny sezon Stranger Things, wiele razy obejrzałem Obecność, a ostatnio świetnie bawiłem się na Wizycie.

Przed pójściem na To, obejrzałem wszystkie dostępne w Internecie materiały. Uderzył mnie w nich klimat podobny do Stranger Things. Nie mam na myśli podobieństw fabularnych, tego, że głowni bohaterowie to osoby w wieku młodzieńczym i nastoletnim. Uderzyła mnie podobna estetyka, podobny sposób budowania napięcia i tworzenia filmowej opowieści. Być może to tylko moje wrażenie, ale uważam, że moda na Stranger Things powoli zaczyna wpływać na reżyserów i scenarzystów. Spodziewam się obrazów, które wyeksploatują ten sposób opowiadania historii do granic możliwości. Nowe To stanowi dla mnie dowód na to, że estetyka Stranger Things przebiła się już do kina.

Dość już tych przydługich przemyśleń! Muszę przyznać, że bawiłem się świetnie, film trzymał mnie w napięciu do samego końca, mimo że doskonale znam tę historię. Niezwykle udana okazała się kreacja Pennywise’a. Był, na swój specyficzny sposób, przerażający. Doskonale dopełniał charakterystyczny klimat filmu i jako antagonista nowego To sprawdził się znakomicie. Cały czas zastanawiam się, ile jest sensu w porównywaniu starej i nowej interpretacji Stephena Kinga. Oba filmy dzieli dokładnie 27 lat różnicy, co nie jest przypadkowe, i przez ten czas zmienili się zarówno odbiorcy, jak i środki wyrazu. Nowe ciekawie prowadzi narrację, bywa zabawne, bywa przerażające. Dla fanów horrorów będzie to na pewno ciekawe doświadczenie, a miłości prozy Stephena Kinga również znajdą coś dla siebie. To po prostu trzeba zobaczyć i nie sądzę, aby ciągłe stawianie na piedestale starszej wersji jest słuszną postawą.

Popkultura kocha cytować samą siebie, uwielbia odświeżać znane teksty. Dopóki autor wprowadza jakieś nowe, ciekawe elementy lub przynajmniej nawiązuje do aktualnych koncepcji, nie mamy do czynienia z odgrzanym kotletem. Po prostu odbiorca dostaje nową interpretację danego dzieła, zrealizowaną według wizji innego człowieka. Skoro nowe To drażni delikatne rogówki filmowych purystów, to może kolejnym krokiem powinno być zakazane ciągłe wystawianie tych samych dramatów? Odbiorcy mają nabożną czcią oglądać stare interpretacje i się nimi zachwycać, bo zostały już uznane za wyjątkowe, legendarne i zmieniające historię danego gatunku? Tak się po prostu nie można! Nowe To jest doskonałym dowodem na to, że potrzebujemy nowego spojrzenia, że mechanizmy rządzące popkulturą wciąż działają i mają się dobrze.

Tylko szkoda, że na kolejną część przyjdzie nam trochę poczekać. Jednak pozostaje mieć nadzieję, że Pennywise wróci równie przerażający.