Streamingowe eksperymenty

Jak majówka, to pewnie grill! Bez kiełby odsmażonej na podpałce trudno wyobrazić sobie wypoczynek. Na ruszt można także wrzucić pierś z kurczaka w gotowej marynacie z chemii i resztek przypraw. Dla odważnych są specjalne kręcioły z boczku! Widziałem w Lidlu. Chociaż tak do końca to nie jestem pewien, że to było mięso… Raczej coś białkopodobnego z dodatkiem glutaminianu sodu, który przecież nie jest taki zły, ale stanowi tylko niewielką część chemii ładowanej do grillowych półproduktów.

Wbrew pozorom wpis nie będzie o kulturze grillowania, tylko o eksperymentach. Tych filmowych, bo do żywieniowych zachęcam tylko tych o mocnych żołądkach. O Netfliksie pisałem wiele razy. Czasem narzekałem, innym razem chwaliłem. Wszystko zależy od tego, na jaką produkcję aktualnie trafię i czy nie zderzę się z agresywnym marketingiem. Wtedy wpadam w tryb zgryźliwego tetryka i zaczynam narzekać. Dzisiaj będzie inaczej. Ostatnio przeglądałem swoje notatki, w poszukiwaniu zaległych pomysł na felieton. Trafiłem na kilka zdań na temat filmu Porwana pamięć. Jest to południowo koreański thriller. Zrealizowany w sposób solidny, z ciekawą fabułą oraz mroczną tajemnicą w tle. Film trzymał w napięciu, samego rozwiązania zagadki można było się domyślić, jednak nie zepsuło to przyjemności z oglądania. Co ciekawe Porwana pamięć jest także mocna warsztatowo. Twórcy wiedzieli jak nakręcić film, unikali zbędnych eksperymentów. Postawili na przejrzysty montaż wsparty porządnie skonstruowaną narracją. Wbrew pozorom takie połączenie nie jest codziennością. Każdy chce być artystą, ale niewielu zna się na swoim rzemiośle.

Właśnie za sprawą takich tytułów jak Porwana pamięć chwalę sobie Netfliksa. Zauważyłem, że coraz częściej szukam materiałów zupełnie odmiennych od tego, co ostatnio oglądam. Eksperymentuję, sprawdzam granice swoich gustów. Wróciłem na jakiś czas do anime. Obejrzałem kilka pełnometrażówek, nie poczułem się szczególnie zachwycony. Materiały pocięte na odcinki były lepsze, B: The Beginning porwało mnie na kilka nocy. Dzięki chęci eksperymentowania odkryłem interesujące obrazy, ciekawe fabuły, dobre narracje. Staram się wybierać te produkcje, które nie są szczególnie reklamowane. Te pominięte przez brutalny marketing Netfliksa. Podchodzę do nich z mniejszymi oczekiwaniami, przez co bawię się znacznie lepiej.

Staram się wyrwać z mojej internetowej bański. Algorytmy robią wszystko, abym spędzał czas przy to, co ostatnio mi się podobało. A ja chcę się konfrontować, sprawdzać swoje granice, testować rozumienie gatunku. Dlatego konsekwentnie ignoruję to, co poleca mi Netflix. Szukam sam, przedzieram się przez katalog i wrzucam do listy tytuły, które uznam za interesujące z różnych powodów. Może to być ciekawy opis lub ładna grafika. Nie sugeruję się nazwiskami lub procentowymi wskaźnikami zachęcającymi mnie do kliknięcia, bo wcześniej już coś takiego oglądałem. Myślę, że warto poświęcić trochę czasu i przygotować sobie eksperymentalną listę produkcji do obejrzenia na Netfliksie. Ja tak zrobiłem i nie żałuję.