Od dawna interesuje mnie sposób, w jaki ludzie słuchają muzyki. Czym się kierują przy wyborze, jak i gdzie oddają się swoim ulubionym dźwiękom oraz czy fascynacje bywają trwałe. Zdarza się, że moje obserwacje wpędzają mnie w okropny nastrój. Ale bywają także o wiele bardziej pogodne chwile.
Jednym z takich momentów było odkrycie projektu Vincenta Moona. Mathieu Sara, bo tak brzmi prawdziwe imię i nazwisko tej nietuzinkowej postaci, podróżuje po świecie z plecakiem i nagrywa muzykę. Jego celem nie jest skompletowanie koncertów swoich ulubionych kapel, Vincent Moon pragnie dotrzeć do sedna muzyki, bada jej związki z człowiekiem. Jego filmy są interesujące oraz pełne emocji, składają się z obrazów codzienności podkręconych przez sącząca się obok muzykę. Jego produkcje inspirują. To nie są zwykłe teledyski lub jakieś amatorskie nagrania, które powstały przez przypadek.
Vincent Moon tworzy małe kęsy sztuki, ale trzeba pamiętać o jednym – aby je docenić należy się na nich skupić. I to może okazać się prawdziwym problemem. Wyjątkowość tych filmów polega na tym, że nie są one tworzone z myślą o mainstreamie. Autor pragnie uchwycić emocje związane z muzyką, a to wymaga sporych nakładów uwagi ze strony odbiorcy. Zastanawiam się, czy my, ludzie żyjące w kulturze instant, jesteśmy jeszcze w stanie docenić takie produkcje. Muzyka straciła swój rytualny wymiar, bywa tarczą osłaniającą słuchacza przed potencjalnymi rozmówcami lub zapychaczem ciszy. Artyści układali dźwięki po to, abyśmy mogli lepiej poznać samych siebie, a dzisiaj wykorzystuje się je, aby uciec od siebie.
Dlatego warto zapoznać się z muzycznym światem, który uchwycił Mathieu Sara.
//Obrazek: Henadz Freshphoto.ru / Music on the street (CC BY 2.0)