Zawsze fascynowały mnie wszelkiego rodzaju społeczności moderskie, które z zapałem rozwijają gry. Z wielką chęcią korzystam z takich modyfikacji, ponieważ często całkowicie zmieniają one charakter danej produkcji. Każdy, kto spędził kilka godzin, dbając o kolonię kosmicznych rozbitków w RimWorld wie, że instalując kilka modów stworzonych przez graczy, można znacznie utrudnić sobie rozgrywkę. A wielu fanów Torchlight II na pewno nie może się obyć bez SynergiesMOD. To jest świetny przykład modyfikacji, która daje grze drugie życie. Gdy dowiedziałem się o tym, że ktoś próbuje wskrzesić Icewind Dale, to od razu zadałem sobie jedno pytanie: po co?
Nie wiem, jak wiele osób tęskni za podróżami po Dolinie Lodowego Wichru. Sam spędziłem kilkanaście godzin, eksplorując tę nieprzychylną krainę, jednak nigdy nie czułem potrzeby, aby ponownie przejść tę grę. Pierwsza część Icewind Dale ukazała się w 2000 roku, zyskała przychylność prasy oraz odbiorców. Chociaż ta druga grupa czasem traktuje tę produkcję, jako uproszczone Baldur’s Gate. Trzeba przyznać, że Icewind Dale było bardziej nastawione na walkę i o wiele bardziej dynamiczne, co może tłumaczyć brak niuansów fabularnych. Poza tym, Baldur’s Gate ustawiło wysoko poprzeczkę, o czym świadczy to, że gry cRPG wciąż są porównywane do tej produkcji. W takim razie jak Icewind Dale mogło w ogóle zagrozić tej dominacji? W żaden sposób, musiałoby być przynajmniej tak samo rozbudowane, a takie nie było. Rozumiem, że ktoś może tęsknić za Doliną Lodowego Wichru i dla takich osób, w 2015 roku, wypuszczono Icewind Dale: Enchanded Edition. Dlatego tak zdziwiłem się, gdy trafiłem na informację, że powstaje modyfikacja, która przenosi graczy do tego świata.
Zacząłem kopać. Icewind Dale: ToEE Total Conversion zadziała wyłącznie, gdy gracz posiadana pewną, już całkowicie zapomnianą, produkcję. Mam na myśli Temple of Elemental Evil. Podejrzewam, że wyłącznie psychofani gier cRPG pamiętają o tej produkcji. Została ona wydana w 2003 roku przez Troika Studio. Stworzyli także trochę bardziej znane Arcanum oraz – oparte na grze papierowej grze RPG – Vampire: The Masquerade. To wszystko, żadna z gier nie uzyskała, aż takiej popularności, aby studio mogło pracować dalej. Wiedziałem, że Arcanum ma wielu oddanych fanów, ale nie miałem pojęcia, że są osoby, które wciąż wracają do Temple of Elemental Evil. Moje doświadczenia z tą produkcją są przykre. Temple of Elemental Evil nie tyle obfitowało w interesujące wątki fabularne, co było po prostu bogate w różnego rodzaju błędy. Po ciekawym (i wciąż niedocenionym!) Aracanum było to zwykłe rozczarowanie.
A tu nagle okazało się, że Temple of Elemental Evil wciąż żyje. Ludzie tworzą modyfikacje, które sprawiają, że gra ciągle ma coś ciekawego do zaoferowania. To wspaniały dowód na to, że dla gier komputerowych najważniejsi są oddani fani, którzy nawet ze średniej produkcji, są w stanie wycisnąć ostatnie soki. Przykładem jest pomysł przeniesienia historii z Doliny Lodowego Wichru. Skoro została wypuszczona ulepszona wersja, to po co to robić? Odpowiedź jest banalna: dla zabawy i dla oddanych fanów.