Szaleństwa gamedevu

Gry komputerowe to w dalszym ciągu temat interesujący i mody. Z wielką uwagą śledzimy poczynania naszych rodzimych twórców. Są tacy, którzy wciąż czekają na zapowiedź czwartej części komputerowego Wiedźmina. Jednak warto pamiętać o tym, że ten segment cyfrowej rozrywki nie składa się wyłącznie z otwartych światów i trudnych moralnych wyborów. W dalszym ciągu pojawiają się produkcje całkowicie nastawione na rozrywkę. To dobrze, że wciąż umiemy się bawić.

Nie neguję sensowności istnienia takich tytułów jak This War of Mine, Frostpunk (wciąż powstaje, ale zapowiada się na moralny surwiwal) lub Firewatch. Takie produkcje są potrzebne, ponieważ wprowadzają do gier komputerowych trudne tematy istniejąca w kulturze. Pokazanie niektórych problemów – np. życia cywilów w trakcie wojny – w formie interaktywnej rozgrywki z interesującą historią, budzi w odbiorcy inne doświadczenia, niż film lub książka. Istotny staje się element uczestnictwa. Jednak w dobie coraz cięższych tematycznie gier, warto poszukać także tych tytułów, które mają rozbawić odbiorcę.

Swojego czasu przez Steama przetoczyła się fala dziwnych symulatorów. Gracz miał możliwość zostania kozłem, kromką chleba, a nawet chirurgiem, któremu obce były sterylne przestrzenie szpitala. Te tematy znalazły swoich nabywców, nawet zagorzałych fanów. Był dowodem na to, że twórcy gier komputerowych wciąż poszukują nietypowych historii dla medium, w którym się poruszają. Na pewno symulator kozy, w którym jedynym celem była demolka, nie gwarantował szczególnych przeżyć estetyczny, ale był interesującą formą rozrywki. Bawił, w odmienny sposób, ale bawił. Często mam tak, że chcę odpocząć od walki z codziennością i wtedy sięgam po produkcje, które wymagają minimum myślenia. Jednak w dalszym ciągu muszą mieć pomysł, wizję, coś, co mnie przyciągnie. Bycie kromką chleba wydaje się doświadczeniem niestandardowym, a co, gdyby ktoś zrobił symulator gołębia?

Żadne latarnie nad miastem i plamienie ubrań. Walka o życie! Uliczne bójki o kawałek chleba, starcia nad okruszkami bułki! Szalone! Interesujące! Już istniejące. Pigeon Fight po raz pierwszy zobaczyłem na Digital Dragons. Nic odkrywczego, zastosowanie mechaniki bijatyki, gra w formie rozgrywki na imprezę, ze względu na lokalnego multiplayera. LAN party z gołębiami w tle – to do mnie przemówiło i zauważyłem, że nie byłem osamotniony w zainteresowaniu. Pigeon Fight jest dowodem na to, że gra musi mieć pomysł, musi być w interesujący sposób opowiedziana. W przeciwnym razie nawet najbardziej oryginalna mechanika nie znajdzie zbyt wielu odbiorców. Czasem odnoszę wrażenie, że adepci tworzenia gier komputerowych od razu rzucają się na głęboką wodę. Z sosnowieckiego spotkania zapamiętałem interesujące Indygo oraz człowieka, który wraz z kolegami, w sumie było ich z 5 osób, tworzył MMORPG. Skomplikowany system rozwoju postaci, tworzenie przedmiotów, wielowątkową historia – to ma być pierwsza gra nowego studia. Przepis na spektakularną porażkę.

Sam zastanawiając się nad własną grą, bo miewam takie chwilę, wolałbym zająć się czymś mniej skomplikowanym. Może przygodówką point and click? Kiedyś bardzo je lubiłem i pamiętam, że kluczowym problemem była tutaj historia, pomysł na świat i postacie. Sama mechanika jest prosta, intuicyjna i znana wszystkim graczom, co nie oznacza, że nie można jej w ciekawy sposób wykorzystać. Wystarczy dobre opakowanie, kilka minigier w formie zagadek i już zaczyna się klarować przepis na ciekawą przygodówkę.