Tekst napisany na wsi

Grudzień. Jak co roku siedzę na wsi. Bo tak, bo mam dość miasta, bo nuży mnie odgłos przejeżdżających pociągów, bo nie chcę już oddychać smogiem. Dlatego wyjeżdżam. W każde święta i sylwestra, często na urlop. Jeździmy razem. Ja, moja Żona i pies. Cała nasza trójka chce wtedy odpocząć od miasta, od zaduchu, od czwartego piętra. Każde miejsce ma swoje wady i zalety. Wieś też potrafi być piękna do czasu, do jednego momentu, w którym ma się jej dość.

Mieszkaliśmy na wsi. Dokładnie pół roku, w bardziej niespokojnym okresie naszego życia. Przyjechaliśmy latem, zostaliśmy na jesień i zimę. Widzieliśmy, jak na drzewach liście zmieniają kolory. Grabiliśmy je w naszym ogrodzie. A potem obserwowaliśmy zasypujący wszystko śnieg. Powoli, centymetr po centymetrze, kawałek po kawałku. Na wsi człowiek szybko traci cierpliwość do tej białej kołderki. Po odśnieżeniu placu oraz drogi, po ciągłym zastawianiu się, czy tym razem uda się wyjechać, piękno zimy szybko blaknie. Pozostaje jedynie ciągły, nieustanny wkurw. Bo znowu napadało, bo znowu trzeba biegać z szuflą, bo znowu nie wiadomo, czy uda się wyjechać. Po każdej nocy trzeba się zmierzyć z niepokojem. Tak bywa, tak jest ułożona ta rzeczywistość.

A w mieście? Odśnieżona droga, ale parking po blokiem już nie. Rozjeżdżony przez inne samochody, ślisko, ślizgawka na jezdni. Znowu niepokój, zastanawianie się. Tylko tym razem dotyczy on innych spraw. Rozważa się, czy tym razem człowiek wyjedzie spokojnie, czy nie zahaczy innego auta. Na wsi to człowiek jeszcze popiół z pieca weźmie. A w mieście? Piasek trzeba trzymać w piwnicy? A może trzeba lać pod koła wrzątek, żeby wyjechać? W mieście podstawym plusem jest mnogość środków transportu. Jak nie samochód, to pociąg. Jak nie pociąg, to autobus. Od wielkiego dzwona można nawet udać się na tramwaj. Do pracy, na zakupy, zawsze się dojedzie. Codzienność daje więcej możliwości. Coś za coś. Wymienia, barter ewentualności, handel rozwiązaniami. Każdy z tego wybiera, to co najbardziej mu odpowiada.

Dlatego zmieniamy otoczenie. Kilka razy do roku. Żeby odpocząć, złapać inny kontekst. Funkcjonować w innym kontekście. Po to mamy szklarnię, huśtawkę na świeżym powietrzu. Dla innych wrażeń, spokoju, odpoczynku. Wieś daje nam inne tempo, którego często brakuje nam w codziennym życiu. Warto mieć taki azyl. Bywa on pełen niespodzianek. Zawalona szklarnia, rozwalony garaż, podziurawiony gradem dach. Nieprzewidywalność potrafi być odczuwalna. Ale jednak wracamy. Dla tych wrażeń, tak zgoła odmiennych od naszej miejskiej codzienności.

Są święta, poranki są zimne. Trzeba palić w piecu. Pies spędza całe dnie na dworze, przychodzi do domu o 19:00 i zasypia. Leży na swoim posłaniu do samego rana, a potem znowu opuszcza dom. Tak wyglądają nasze święta na wsi. Spokój. Cisza. Nieprzewidywalność. Mroźne poranki.

Da się.