Pryzmaty

Pachniała mi modelem narracji i estetyką wykorzystywaną przez braci Dufferów. A przecież postacie z To bez najmniejszego problemu można uznać za pierwowzór bohaterów z Hawkins! Mimo to wpadłem w kliszę. Zdaję sobie sprawę z tego, że ekranizację pierwszego rozdziału To oglądałem przez pryzmat Stragner Things.

Od razu zaznaczę, że ten tekst będzie miał niewiele wspólnego z fizyką. Bardziej zależy mi na spojrzeniu na pewne sensy, przez które postrzegamy teksty popkultury. Skąd wzięła się we mnie potrzeba pisania na ten temat? Wszystko przez film To: rozdział drugi. W ciągu ostatnich dni spotkałem z gorącą krytyką tego obrazu. Byłem i nie czuję się specjalnie rozczarowany. Jednak muszę przyznać, że wzbudził we mnie mniejsze emocje, niż pierwsza część. Dlatego stwierdziłem, że zastanowię się, dlaczego tak było.

Szybko nadarzyła się okazja. Sobota, wyjazd na wieś i pomysł, żeby przyrządzić pulled pork na ognisku. Potrzeba na to kilku godzin, więc mogłem spokojnie pilnować ognia i myśleć. Doszedłem do wniosku, że na odbioru filmy wpłynęły dwie rzeczy – obsada aktorska oraz trochę moich utartych sposobów postrzegania tekstów. Może zdziwiło Was moje przeczepienie się od osób grających w filmie. Nie przekonali mnie do siebie. Mam wrażenie, że w ich sposobie interpretacji postaci z To było sporo drewna. Momentami nawet cały tartak. Po prostu uważam, że młodzi aktorzy, z pierwszej części znacznie lepiej poradzili sobie z zadaniem. Co jeszcze mnie drażniło? Tutaj na scenę wchodzą moje nawyki oraz nastawienie wypracowane przez inne teksty popkultury.

Zacznijmy od tego, że w samej książce druga część nie jest specjalnie dobra. Zakończenia tworzone przez Stephena Kinga bywają ekstremalnie różne. W przypadku powieści To najlepiej określają je słowa złe. Napięcie budowane w pierwszej części, tajemnica, jaką autor otoczył całe Derry, zaczęło się rozpadać, gdy zacząłem czytać opowieść o dorosłych bohaterach. Narracja straciła ciekawe tempo, a tworzone przez pisarza obrazy nie były już tak sugestywnie przerażające. Pomysł z zanikiem pamięci i ponownym pozwaniem siebie, a tym samym przepracowanie lęku z młodości, wydaje się ciekawy. Problemem jest jego realizacja. Samo opuszczenie Derry powinno wpłynąć na sposób, jaki postrzegają to miasto postacie. Moim zadaniem autor zbyt mocno skupił się na paranormalnych właściwościach miejsca, przez co nie poświęcił wystarczającej uwagi rozwojowi postaci. Trudno z takiego materiału ulepić ciekawą rzecz.

Inna kwestią są klisze, które narzuciła mi popkultura. Za ciekawy motyw ostatnich lat warto uznać perypetie młodych bohaterów ze Stranger Things. Porównanie nasuwa się samo. Bracia Dufferowie dużo zawdzięczają pomysłom Stephenga Kinga, a ekranizacja pierwszego rodziału To została przeze mnie ciepło odebrana, ze względu na sympatię do postaci z Hawkins. Popkultura kocha cytowanie, jednak nie można zapominać, że teksty wpływają także na siebie. Stragner Things oglądam z dużą przyjemnością, o czym często wspominam na blogu, dlatego, równie chętnie, dałem się porwać opowieści z To. Pachniała mi modelem narracji i estetyką wykorzystywaną przez braci Dufferów. A przecież postacie z To bez najmniejszego problemu można uznać za pierwowzór bohaterów z Hawkins! Mimo to wpadłem w kliszę. Zdaję sobie sprawę z tego, że ekranizację pierwszego rozdziału To oglądałem przez pryzmat Stragner Things.

Teraz zabrakło mi takiej kliszy. Na To: rozdział drugi spojrzałem, jak na film grozy. Na pewno najgorszy nie był, jednak część pierwsza była zdecydowanie lepsza.