Koronawirus. Temat, który długo grzał nie tylko w mediach, ale nawet w głowach przechodniów. Dzisiaj? Raczej dominuje przekonanie, że pandemia się skończyła, że wirus został pokonany, że teraz nic nam nie grozi. W tym stwierdzeniu widzę kilka wątków, których źródła w dużej mierze znajdują się różnych przekazach medialnych, którymi karmiono odbiorców od stycznia 2020 roku. Zacznijmy od tego, co ma do powiedzenia WHO. Organizacja jest ostrożna w swoich opiniach, ale obecnie narracja zmierza w kierunku stwierdzenia, że COVID19 zostanie z nami. Jako choroba sezonowa, endemiczna, co automatycznie nie oznacza, że należy przestać na siebie uważać!
Jednocześnie trudno wymagać od ludzi, że będą siedzieć w ciągłym strachu i dużą uwagą obserwować każde kolejne ogłoszenie. Był czas zamknięcia, różnego rodzaju ograniczeń, których zadaniem było opanowanie koronawirusa w Polsce. Ogłoszono stan epidemii, który przecież nie został odwołany, a przynajmniej ja nie trafiłem na taką informację. Wciąż pojawiają się nowe przypadki, teraz w mediach dominuje narracja opowiadająca o zakażonym Górnym Śląsku. O kopalniach, z których z niebywałą łatwością zrobiono wylęgarnie koronawirusa. A co byłoby, gdyby zostali przebadani pracownicy zajmujący się przetwarzaniem mięsa? Piję do sytuacji w Stanach Zjednoczonych, w których właśnie ta branża jest głównych ogniskiem zakażeń koronawirusem. Pozostaje jeszcze kwestia magazynów, takiego, na przykład Amazona pod Wrocławiem. Jakoś szybko zapomnieliśmy o tej sprawie i skupiliśmy się na górnikach.
Niepokoi mnie tworzenie świata, w którym Polska jest zdrowa, ale Górny Śląsk jest chory. W głowach ludzi budzi się chęć stygmatyzowania, wytykania palcami, traktowania jako gorszego. Poszukiwanie wroga to jedna z metod radzenia sobie ze strachem. W przypadku choroby jest to trudne, bo wirusowi nie można porysować samochodu lub odciąć jego dzieci o tych zdrowych i niewinnych. Z ludźmi łatwiej to zrobić. Nie wiem, ile to daje satysfakcji, wiem za to, że społeczności, mniejsze i większe, lubią, gdy jakaś grupa zostanie wyznaczona na kozła ofiarnego. Co jest wygodne i na pewno wpływa na konsolidację społeczności, ale jest to działanie krótkotrwałe. Aby potrzymać stan zjednoczenia, ciągle potrzebni są nowi wrogowie. Muszą się pojawiać, po to, aby dana społeczność, czuła, że ma z kim walczyć.
Śledzenie polskich mediów przychodzi mi z trudem. Coraz częściej przekonuję się o tym, że dziennikarzy pozostało niewielu, zastąpili ich mediaworkerzy mający za zadanie wyrobienie celu tekstów na dany dzień. Już w przypadku budowania narracji wokół pandemii koronawirusa widać było granie na strachu, tworzenie przerażających nagłówków, które przyciągną kliknięcia. Odniosłem wrażenie, że w podobny sposób były budowane informacje na temat ognisko koronawirusa na Górnym Śląsku. Próby sensownego przedstawienia informacji Ministerstwa Zdrowia można zliczyć na palcach jednej ręki, zdecydowanie częściej karmiono odbiorców strachem, tylko po to, aby kliknięcia się zgadzały.
Apeluję o rozsądek i zwracam się nie do dziennikarzy, ale do ludzi, których codziennie mijam na ulicy.