Zawsze byłem fanem Cywilizacji. Syndrom jeszcze jednej tury trzyma mnie mocno przed monitorem komputera. Szóstą odsłonę kupiłem przed premierą. Ostatnie miesiące 2016 roku spędziłem na zarządzaniu cyfrowym imperium. To był jeszcze czas, w którym szósta Cywilizacja miała sporo minusów. Dopiero kolejne aktualizacje wyrównały rozgrywkę, sprawiły, że stała się ona znacznie ciekawsza.
Z perspektywy ostatnich miesięcy nie żałuję wydanych pieniędzy. Każda kolejna odsłona Cywilizacji dawała mi coś interesującego, miała w sobie coś, co mnie przykuwało do komputera. Tak jest tym razem. Gram tak długo, aż nie skończę. Narzekam na kiepską Sztuczną Inteligencję, jest lepiej, niż w listopadzie 2016 roku, ale trudno powiedzieć, że jest doskonale. Drażnią mnie te drobne DLC, w których nie ma nic interesującego, poza nową cywilizacją do zarządzania. W każdym z tych „dodatków” są jeszcze scenariusze, ale nigdy mnie do siebie nie przekonały. Łowię je na promocjach, na steamowych przecenach, bo nie widzę większego sensu w paleniu 30 złotych na rzecz niewielkiej zawartości. Natomiast rozszerzenie, to inna para kaloszy. Rise and Fall miało swoją premierę w czwartek, kosztuje blisko 130 złotych na Steamie. Od razu napiszę, że nie warto wydawać takich pieniędzy, lepiej poczekać na przecenę, która – jak sądzę – wkrótce się pojawi.
Problemem najnowszej Cywilizacji jest to, że brakuje jej sensownego spoiwa. Jeżeli weźmiemy każdą mechanikę oddzielnie, to okaże się, że same w sobie są bardzo interesujące. Szczególnie dzielnice. Pozwalają na maksymalne wykorzystanie określonego miasta oraz zmuszają do przemyślenia umiejscowienia kolejnych osadników. W praktyce sprawdzają się różnie. Nie przypominam sobie gry, w której żałowałbym wybudowania dowolnej dzielnicy. Bonus to bonus, wystarczy efekt skali w postaci dużej liczebności mieszkańców i nawet najgorsze ustawienie zaczyna być opłacalne. W dodatku zostają wprowadzeni zarządcy. Znowu, świetna sprawa, maksymalizacja specjalizacji miasta. Wykonanie – kiepskie. Ten element gry powinien być mocno sytuacyjny, zmuszający do zmian w momencie zagrożenia i żonglowania zarządcami. Nic z tego. Podobne korzyści jestem w stanie uzyskać za pomocą odpowiedniego rozmieszenia dzielnic i cudów. Znowu coś nie zagrało.
Gdzie jest mięso tej gry? Liczyłem na to, że takim spoiwem będą ery. W prezentacji przedstawione je jako gamechanger, element, którym trzeba się przejmować, bo inaczej gracza czeka klęska i zagłada. W trackie rozgrywki kompletnie się nimi nie przejmowałem. Nie czułem większej różnicy pomiędzy wiekiem złotym a ciemnym. Jednocześnie ta mechanika nie prowadzi do tworzenie interesujących historii. Zbieranie punktów potrzebny do osiągnięcia kolejnego poziomu trudno nazwać interesującym. Przez cały czas miałem wrażenie, że ery znacznie odstają do całej gry. Tak jakby zostały dodane w pośpiechu i nie zostały włączone w całość. Do niczego mi nie pasowały. Jedynym elementem faktycznie wpływającym na rozgrywkę, jest lojalność miast. Ośrodki mogą przejść po władzę innej cywilizacji. Sztuczna Inteligencja zwykła się osiedlać w pobliżu gracza, często w miejscach kompletnie pozbawionych sensu. Teraz takie lokacje po prostu się buntują i przechodzą pod panowanie nowego władcy.
Rise and Fall nie usuwa problemów toczących podstawową wersję szóstej odsłony Cywilizacji. W niektórych przypadkach nawet mocniej je akcentuje. Czekam na jakieś rozszerzenie, które znowu rozrusza grę, nada jej odpowiedni kierunek i poskładają ją w sensowną całość.