Jednym z seriali, które od dłuższego czasu leżały na mojej liście hańby był Nowy papież. Był, bo został obejrzany. Odcinek po odcinku, chociaż muszę przyznać, że nie zachwycił tak jak Młody papież. Obrazki były piękne, kadry trudno zignorować, bo prezentują kawał świetnej roboty. Problemem jest historia. Mniej skondensowana od Młodego papieża, mniej dotykająca znaczenia, postrzegania i rozumienia Boga. A szkoda, bo podejście było ciekawe i liczyłem na to, że zostanie rozbudowane. Nowy papież bardziej zmierza w kierunku egoistycznej opowieści a twórcy, zachwytu autora nad samym sobą.
Daleki jestem od czepiania się aktorów, wykonali kawał dobrej roboty. Pracowali z tym, co otrzymali i sądzę, że wycisnęli z materiału wszystko to, co najlepsze. Nowemu papieżowi brakuje głębi, dynamiki rozważań, konfliktu napędzającego fabułę. Nie jest nawet traktatem na temat boskości, człowieczeństwa, czy nawet skomplikowanych relacji w Watykanie. To babranie się w obrazkach, składnie hołdu własnym pomysłom, liczenie na to, że odbiorca skamienieje w niemym zachwycie. Przesada, ale czołówka jest świetna. Gdy cały serial był taki jak wstęp do odcinków, to byłbym zachwycony. Mam na myśli psychodeliczne połączenie symboli boskości z szaloną, trudną do ukrycia fizycznością. Takiego Nowego papieża by chwalił. Szkoda, że – moim zdaniem – narracja zdechła szybką i bezbolesną śmiercią.
Długo zastanawiałem się nad tym, jak w ogóle przyjąłem ten serial. Tam były niezłe momenty, jakieś przebłyski dawnej formy. Całokształt? Gorszy. Słabszy. Mniej porywający. A uważam, że takie seriale są nam potrzebne. Opowiadające o kwestiach, które kształtują myślenie wielu ludzi na świecie. Można być ateistą, ale to nie zwalnia z umiejętności odczytywania chrześcijańskich symboli oraz tworzonego przez nie kontekstu. Młody papież był świetnym przykładem konfrontacji nowoczesności z tradycyjnym rozumieniem pojęć mających dużą wagę w kulturze. Z trudem przychodzi mi odnalezienie takich tropów w Nowym papieżu. Może wyparły je próby stworzenie intelektualnych debat pomiędzy postaci? Niewykluczone, bo jest ich sporo, jednak mało wnoszą do samego serialu. Mam wrażenie, że ich zadaniem jest wniesienie komicznych elementów, są jakby próbą rozprężenia panującego w kadrach zaduchu.
Jestem rozczarowany. Serial, który rozpoczął ciekawą dyskusję, doczekał się beznamiętnego sezonu pełnego pięknych obrazów. Nic więcej. Z perspektywy czasu widzę, że niepotrzebnie parłem naprzód, łudziłem się, że kolejne zwroty akcji przyniosą powiew świeżości do historii. A nawet rozwiną prowadzone w poprzednim sezonie debaty. Nic z tego. Z każdym kolejnym odcinkiem było coraz więcej nudnego samouwielbienia, które próbowano przykryć piękny kadrami. W serialu wyraźnie zabrakło pomysłu na poprowadzenie fabuły, a także zbudowanie ciekawego kontekstu do dyskusji na temat szeroko rozumianej wiary i jej miejsca w postnowoczesności.