Zjawy i statuetki

Gdy Leonardo DiCaprio otrzymał statuetkę Oscara, to Internet odetchnął z ulgą. Nareszcie będzie można tworzyć inne memy, znaleźć sobie nowego, uciśnionego aktora do obrony przez niechętną jego talentowi Amerykańską Akademią Sztuki i Wiedzy Filmowej, w polskich mediach zwaną Amerykańską Akademią Filmową. Ktoś na pewno się pojawi, jego kreacje zostaną wywyższone, a potem będzie płacz i załamywanie rąk, że jednak nie dostał, a taki wspaniały, taki wyjątkowy. Internet będzie czekał, będzie wypatrywał momentu, w którym spełni się jego wola.

Po gali przeczytałem felieton Jakuba Szczęsnego na temat memów z Leonardo DiCaprio i statuetką w rolach głównych. Niektóre były ironiczne, inne pełne życzliwości i wsparcia. Jakub Szczęsny swoją uwagę koncentruje na 9GAG, czyli jednej z vanity site, stron próżności, które zajmują się tworzeniem wizualnej treści dotyczącej różnej problematyki. Sama analiza opublikowana na łamach AntyWeb jest bardzo ciekawa, żałuję jednak tego, że autor nie zajął się problematyką instytucji konkursu, bo tym są właśnie Oscary. Konkursem, w którym występują twrócy filmowi. Nominuje ich Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej, czym zajmuje się od 1929 roku. Za 13 lat będziemy obchodzili 100lecie Oscarów. Wiele decyzji tej instytucji było kontrowersyjnych, a czasem zaskakujących. Do tej drugiej grupy zaliczam wręczanie Oscara dla Leonardo DiCaprio za rolę w Zjawie.

Daleki jestem od twierdzenia, że nie zasłużył, że czegoś brakowało w jego kreacji postaci Hugh Glassa. Po prostu sam film był średni, Leonardo di Caprio mógł zostać nagrodzony za fenomenalną rolę Jordana Belforta w Wilku z Wall Street. Odnoszę wrażenie, że w tym roku statuetkę otrzymał bardziej za całokształt, niż za rolę w Zjawie. Podobnie było z Martinem Scorsese i z filmem Infiltracja. Ten reżyser nakręcił wiele znacznie ciekawszych filmów, ale wtedy sytuacja była podobna do tej z Leonardo DiCaprio – nominowany wiele razy, w końcu otrzymuje statuetkę za średni film. Nie chcę deprecjonować umiejętności obu tych twórców, pragnę pokazać to, że Nagrody Akademii Filmowej rządzą się swoimi prawami. Werdykty często stanowią wypadkową opinii krytyków i sytuacji geopolitycznej. Nie są obiektywne, Oscary to subiektywizm w najczystszej postaci, podobnie jak inne nagrody, np. nasza polska Nike. Niektóre werdykty mogą nam wydawać się dziwne, dopóki nie poznamy wszystkich motywacji, a ich poszukiwanie jest częściej ciekawsze, niż samo oglądanie gali. Trzeba tylko uważać, żeby nie dać się ponieść emocjom, bo wtedy można wpaść na różne spiskowe teorie dziejów.

Takiego postawienia sprawy zabrakło mi w tekście Jakuba Szczęsnego. Uderzyło mnie także mówienie o „woli Internetu”. Uważam za niefortunne zestawienie kwestii Leonardo DiCaprio z AMA z Lechem Wałęsą. Są to dwa zupełnie różne wydarzenia, mają odmienne konteksty polityczne i kulturowe. O ile w przypadku internetowego zadawania pytań do byłego prezydenta, jestem w stanie uwierzyć w siłę społeczności, to w przypadku Oscara dla Leonardo DiCaprio byłbym bardziej ostrożny. Nie sądzę, aby Akademia Filmowa kierowała się opiniami użytkowników portalu 9GAG. Niemniej zastanawia mnie użyte w felietonie Jakuba Szczęsnego pojęcie „woli Internetu”. Co nią kieruje? Czy jest? Średnią gustów różnych społeczności? Czy można ją kontrolować?

Zagadnienie to jest ciekawe i na pewno przyjrzę się mu bliżej.