Nie mogliśmy nie pójść na najnowszą odsłonę Obcego. Razem z Żoną jesteśmy oddanymi fanami Xenomorpha i wielką radością oglądamy wszystkie filmy, w których kosmiczny morderca dokonuje brawurowych wypatroszeń. Prometeusza również widzieliśmy i dobrze się bawiliśmy. Oczywiście moglibyśmy krzyczeć, że to wręcz książkowa realizacji herezji, ale wystarczy potraktować ten filmy, jako zwykły spinoff. Narracja powstała obok kanonicznej opowieści o Obcym. Idąc na najnowszy obraz Ridley’a Scotta, przygotowaliśmy się na dalszą część historii rozpoczętej w Prometeuszu.
Nie będę ukrywał, że szczególnie oczekiwałem premiery filmu Obcy: Przymierze. Cieszyłem się na wyjście do kina, lubię oglądać Xenomorphy w akcji i byłem ciekaw dalszego ciągu narracji z Prometeusza. Nie oczekiwałem wiekopomnego dzieła, filmu, który zmieni sposób myślenia o fantastycznonaukowych thrillerach. Szedłem po porcję dobre zabawy, wybierałem się na seans bogaty w rozrywkę, a nie w artystyczną grę kadrem i emocjami. Nie zawiodłem się. Po obejrzeniu filmu Obcy: Przymierze z całą pewnością mogę powiedzieć, że jest to film po prostu dobry i dający sporo zabawy.
Bywały momenty męczące. Jak chociażby ten, w którym dwa androidy ucinają sobie pogawędkę o życiu, śmierci, ciekawości i zemście. Dialog jest rzewny, chwilami przesycony niepotrzebnym patosem. Na pewno w najnowszym Obcym istotne są relacje pomiędzy postaciami. Wśród bohaterów trudno wskazać tych, którzy nie są w związku. Wyszło to całkiem interesująco, ponieważ – jak stwierdziła moja Żona – Obcy: Przymierze okazał się filmem o trudnej sztuce wyboru pomiędzy dobrem partnera/partnerki a działaniem na korzyść grupy. Prowadziło to do wielu kryzysów w fabule, do działań, które niekoniecznie były przemyślane i mogły doprowadzić do śmierci pozostałych uczestników misji. Na pewno ustawienie relacji pomiędzy bohaterami w ten sposób, zdynamizowało akcję.
Obcy: Przymierze nie jest filmem filozoficznych, dlatego nie sądzę, absy warto było doszukiwać się w nim drugiego lub trzeciego dna. Jest walka o przetrwanie, zderzenie się z ciekawością androida, który pragnie tworzyć, a nie służyć oraz starcia z xenomorphami. To wszystko. Efekty specjalne robią pozytywne wrażenie, konstrukcja świata przedstawionego jest spójna. Najnowszy film Ridley’a Scotta to solidna kontynuacja Prometeusza i myślę, że warto rozgraniczyć obie te serie. W przeciwnym razie wpada się w pułapkę porównywania filmu do genialnej, oryginalnej i istotnej dla kina opowieści o Obcym. To jest niepotrzebne. Zmieniły się czasy, zmienił się odbiorca. Osoby, które nie widziały Ósmego pasażera Nostromo, mogą bez problemu zacząć swoją przygodę z xenomporphami od Prometeusza, a później przejść do pozostałych odsłon Obcego.